O włos od tragedii w Schiphol
Mało brakowało, a doszłoby do katastrofy lotniczej nad lotniskiem w holenderskim Schiphol.
Dwa ogromne samoloty pasażerskie podczas podejścia do lodowania w Schiphol, znalazły się niebezpiecznie blisko siebie 25 marca 2019 roku. Incydent ten dotyczył Airbusa A350 z China Airlines i Boeinga 777 z Emirates. Sytuacja była na tyle niebezpieczna, że obie maszyny musiały awaryjnie przerwać procedury lądowania.
Wedle przedstawionych po zakończeniu dochodzenia, 17 kwietnia 2019 roku, raportów wynika, iż Chiński Airbus A350 podchodził do lądowania dwukrotnie. Pierwsze podejście okazało się nietrafione, maszyna nie zmieściła się w ścieżce schodzenia i osi pasa. Piloci maszyny postanowili więc odejść na tak zwany drugi krąg, czyli oblecieć lotnisko i wykonać manewr jeszcze raz, tym razem prawidłowo na ścieżce schodzenia. Podczas drugiego podejścia doszło jednak do incydentu z próbującym wylądować planowo Boeingiem 777 z Emirates. Obie maszyny znalazły się na tyle blisko siebie, że 777, by uniknąć kolizji, musiał dość mocno skręcić przez skrzydło. Zdarzenie to wybiło również z trasy uciekającą w przeciwna stronę załogę China Airlines, która nie chcą sprawdzać powiedzenia „do trzech razy sztuka”, postanowiła odlecieć na lotnisko zapasowe w Düsseldorfie, na terenie Niemiec. Pilotom Emirates, po zatoczeniu drugiego kręgu, udało się bezpiecznie wylądować.
Dwie ogromne pasażerskie maszyny podleciały zbyt blisko siebie na holenderskim niebie
Koszmarne warunki na lotnisku
Sytuacja ta była bardzo niebezpieczna nie tylko z powodu fizycznej bliskości obu samolotów pasażerskich. Ogromne znaczenie miał tego dnia również wiatr. Jego silne, mocne porywy sprawiły, iż wiele maszyn nie wzbiło się w powietrze Schiphol tego dnia. Również aeroplany lądujące, tak jak już wspomniany A350, miały z powodu bocznych podmuchów poważne problemy, by znaleźć się w osi pasa i przeprowadzić bezpiecznie całą procedurę uziemienia maszyny. Z tego też względu każdy lot pasażerski ma wyznaczone odgórnie dodatkowe lotnisko awaryjne, którego położenie gwarantuje bezpieczny lot i lądowanie na nim przy poziomie paliwa, jaki zostaje w samolocie po doleceniu do pierwszoplanowego celu podróży.
Nie tylko wiatr
Silny wiatr nie był jedynym zagrożeniem podczas opisywanego incydentu. Mimo tego, iż maszyny znajdowały się teoretycznie dość daleko od siebie, to tworzone przez nich wiry powietrza, powstające za krawędziami natarcia skrzydeł, mogą powodować, jak pokazuje to historia lotnictwa tragiczne w skutkach turbulencje. Prowadzą one do katastrofy maszyny. Dlatego też minimalne odległości między maszynami poruszającymi się w tym samym korytarzu lub na ścieżce schodzenia, muszą być ściśle przestrzegane. Nawet najmniejsze ich złamanie, jeśli nie kończy się katastrofą to i tak jest podstawą do wszczęcia dogłębnego śledztwa, każącego zbadać czemu doszło do naruszenia procedur bezpieczeństwa.