Niemowlę umiera w Ter Apel
Coś, czego obawiali się wszyscy, w końcu się stało. Jest pierwsza ofiara śmiertelna w Ter Apel. Co gorsza, jest nią zaledwie trzymiesięczne dziecko. Niemowlak zmarł nie pod murami placówki, ale już wewnątrz jej w tamtejszej hali sportowej. Co się stało?
Sprawę bada obecnie Inspektorat ds. Opieki Zdrowotnej i Młodzieży (IGJ), oraz Inspektorat Sprawiedliwości i Bezpieczeństwa. Na chwilę obecną nie jest jeszcze znana przyczyna zgonu malucha. Rzecznik placówki CAO ani Inspektora badającego okoliczności tragedii nie chcą zdradzić, ani narodowości, ani płci dziecka. Przekazano jedynie, iż ofierze starano się udzielić pomocy, ale ta niestety okazała się niewystarczająca.
Holistyczne podejście
W porównaniu do spraw prowadzonych przez policję IGJ zamierza przeanalizować wszystkie aspekty, nawet te mogące mieć tylko częściowy wpływ na śmierć niemowlaka. Oprócz więc samego stanu dziecka, dogłębnej analizie mają być poddane warunki życia w przepełnionym ośrodku, dostępna opieka, jaką placówka zaoferowała matce i dziecku, a także czy w ośrodku było chociażby czysto i czy noworodek mógł liczyć na spokojne miejsce, w którym jego rodzicielka mogła go położyć.
Zdaniem bowiem wielu ekspertów to, co się stało było tylko i wyłącznie kwestią czasu. Ter Apel był bowiem tak przepełniony, iż prędzej czy później musiało tam dojść do tragedii.
Szok
Politycy z pierwszych stron gazet są zszokowani śmiercią dziecka. Posłowie GroenLinks i PvdA chcą, aby sekretarz stanu Eric van der Burg, odpowiedzialny za politykę azylową, udzielił w sprawie śmierci dziecka specjalnych wyjaśnień na piśmie. Do wniosku tego przyłączyły się również Volt i partie koalicyjne D66, CDA i ChristenUnie. Wszyscy oni wskazują, iż Van der Burg odpowiadając za całą politykę azylową, odpowiada też za to, co się stało w ośrodku.
Szok, który przeżyli politycy, jednak niewiele zmienił. W czwartek stało się jasne, iż Ter Apel i teren przed nim może stać się wkrótce wielką bombą biologiczną. Pojawiły się bowiem potężne obawy co do higieny osób koczujących przed bramami ośrodka. Postawionych tam toalet jest zdecydowanie za mało. Te, które tam stoją, są tak przepełnione, iż dosłownie się z nich wylewa. Ludzie chodzą załatwiać swoje potrzeby w krzaki. Brakuje również bieżącej wody i miejsc, gdzie ludzie mogliby się spokojnie umyć lub wyprać swoje ubrania. Wszystko to może wkrótce doprowadzić do poważnych problemów zdrowotnych wśród osób ubiegających się o azyl. Na ten alarm Czerwonego Krzyża odpowiada władza ośrodka COA wskazując, iż widzi problemy, ale nie może z nimi nic zrobić przy obecnej licznie pracowników.
Brak podstawowych produktów
Jak informują koczujący przed bramami, brakuje produktów higienicznych, takich jak mydło, papier toaletowy i produkty menstruacyjne. Nikt ich nie dystrybuuje wśród ludzi, bo po części osoby te są w prawnej czarnej dziurze. Nie zostali oni przyjęci ani zarejestrowani w Ter Apel, nie znajdują się więc pod opieką COA. W efekcie pod względem prawnym placówka nie ponosi za nich odpowiedzialności.
Czerwony Krzyż widzi te problemy, ale też nic nie może zrobić. Co więcej, nie mógł on też również interweniować, gdy ludziom tym zabrano namioty rozdane przez darczyńców. W efekcie od kilku dni blisko 700 osób nocuje w warunkach często gorszych, niż mieli w krajach, z których uciekli.