Mieszkania dla Polaków w Dongen

Kolejne mieszkania dla polskich robotników tymczasowych i kolejne problemy. Tym razem rozwiązań strukturalnych domagają się mieszkańcy Dongen.

Holandia od dłuższego czasu boryka się z dwoma dość dużymi i powiązanymi z sobą problemami. Pierwszym jest brak rąk do pracy, zwłaszcza w zakresie mniej ambitnych zawodów. W takiej sytuacji pracownicy tymczasowi, głównie z Europy Wschodniej są potrzebni od zaraz. Do Holandii przyjeżdżają, jak powszechnie wiadomo, najczęściej nasi rodacy, ale też i Rumuni, Bułgarzy, czy Węgrzy. Wielu mieszkańców Niderlandów chciałoby zapewne, by przyjezdni pracownicy nie opuszczali swoich miejsc pracy. Niestety albo na szczęście (z punktu widzenia naszego rodaka), muszą oni też mieć czas na odpoczynek i regenerację sił. To zaś oznacza, iż oprócz etatu potrzebuje miejsca do spania, dachu nad głową.

Brak mieszkań

Tutaj pojawia się drugi problem. Ogromny deficyt mieszkań. Na rynku brakuje domów dla Holendrów, nie mówiąc już o pracownikach spoza Holandii. Dlatego też firmy pośrednictwa, czy nawet miasta, starają się zagospodarować każdy możliwy budynek jako tak zwany „polen hotel”, hotel pracowniczy. To zaś nie podoba się wielu mieszkańcom, którzy z jednej strony cieszą się, iż ktoś będzie w ich gminie pracować i rejon zacznie się rozwijać, ale uważają, iż ten sam pracownik może spowodować chaos i wiele złego w spokojnej lokalnej społeczności.

Taka sytuacja ma właśnie miejsce w Dongen. Władze samorządowe od dłuższego czasu poszukiwały miejsca, gdzie będzie można dosłownie „upchnąć” niezbędnych lokalnemu przemysłowi dodatkowych pracowników. W końcu pomysł padł na kompleks zabudowań Glorieux, który został porzucony ponad 10 lat temu i od tego czasu jest to najzwyklejszy pustostan.

Kilka budynków wchodzących w skład tego kompleksu zostało wzniesionych w latach 70. XX wieku i są one własnością spółdzielni mieszkaniowej Leystroom w Rijece. Zabudowania znajdują się w starym nieco zapomnianym przez mieszkańców parku. Chociaż jednak tereny zielone wymagają renowacji, tak budynki są w bardzo dobrym stanie i wystarczy parę drobnych przeróbek, by mogli się do nich wprowadzić pracownicy.

 

Porozumienie

W tej sytuacji Leystroom, najemca Bouwvast Beheer i agencja zatrudnienia E&A (agencja pracy zatrudniająca Polaków), rozpoczęli rozmowy z radą miasta nad wprowadzeniem tam gastarbeiterów. Władze lokalne, mając niejako nóż na gardle związany z zapotrzebowaniem pracowników i brakiem mieszkań dla nich, przychylnym okiem spojrzały na tę koncepcję.

 

Mieszkańcy

Wydawać by się mogło, iż kompleks położony w obrębie parku, nie będzie stanowić problemu dla lokalnej społeczności. Nic jednak bardziej mylnego. Miejscowa społeczność wskazuje, że Glorieux znajduje się w gęsto zaludnionej i wrażliwej dzielnicy. Dlatego też mieszkańcy obawiają się wielu uciążliwości. By więc nie dopuścić do lokalnej awantury, gmina rozpoczęła negocjacje polegające na odgórnym ustaleniu zasad użytkowania nowego hotelu robotniczego i jego okolicy. Przykładowo zakwaterowanym tam ludziom nie będzie wolno parkować swoich samochodów na terenie parku. Mają też obowiązek poszanowania prywatności okolicznych mieszkańców oraz zachowania spokoju. Rozmowy dotyczące wprowadzenia tego typu regulaminu trochę uspokoiły mieszkańców, ale nadal wyraźnie czuć, że wielu nie chce tam obcokrajowców.

Sytuacji nie poprawił również fakt poinformowania mieszkańców o pomyśle zakwaterowania. Ci dowiedzieli się o tym dopiero widząc, jak na teren kompleksu wnoszone są łóżka i materace.

 

Zaniedbania

W tym wszystkim nie można więc odmówić również racji mieszkańcom. Nikt nie chciałby bowiem, by o planach co do jego sąsiedztwa dowiadywać się przypadkiem, z powodu własnych obserwacji. Mieszkańcy, oprócz braku komunikacji z władzą, skarżą się na to, że problem nie został wcześniej rozwiązany strukturalnie. Chodzi bowiem o to, że większość przyszłych mieszkańców Glorieux będzie pracować najprawdopodobniej w Tilburgu. Tilburg zaś wcześniej odrzucił projekt trzech, dużych kompleksów dla pracowników tymczasowych. W tym kompleksu dla tysiąca osób na Vierbundersweg, obok parku biznesowego Vossenberg. Dochodzi więc do sytuacji wręcz kuriozalnej, w której mieszkańcy jednego miasta muszą ponosić koszty i ewentualne uciążliwości tylko dlatego, że samorządowcy położonego kilka kilometrów dalej ośrodka zawalili sprawę. Gdyby tego było mało, cały zysk z wypracowanej, przez między innymi Polaków, pracy przypadnie dla Tilburga. W takiej sytuacji nie ma się więc czemu dziwić złości lokalnej wspólnoty, która jest rozgoryczona i która utożsamia gastarbeiterów z porażką ich władz.