Masowe kradzieże w Rotterdamie, czyli wielkie nic
„Z dużej chmury mały deszcz”, a właściwie kompletny brak deszczu. Tak w wielkim skrócie można przedstawić efekt masowych kradzieży, które miały się odbyć w sobotę, w Rotterdamie. Szumne zapowiedzi wielkiej złodziejskiej akcji okazały się tylko i wyłącznie wydmuszką. Zakończyło się na strachu i postawieniu funkcjonariuszy w stan gotowości.
Jak pisaliśmy kilka dni temu, od około tygodnia w mediach społecznościowych tarło wielkie nawoływanie do zorganizowana masowych kradzieży w Rotterdamie. Na dworcu centralnym o godzinie 16 w sobotę miały się zebrać dziesiątki, jeśli nie setki ludzi z całej Holandii. Wszyscy powinni być ubrani na czarno. Zakładano, że grupa z dworca ruszy na miasto, by okradać galerie, sklepy i sklepiki. Wszystko w myśl zasady, iż i tak policja nie będzie w stanie złapać ich wszystkich, a jednakowy ubiór pozwoli pozostać niezidentyfikowanym pomimo znalezienia się na nagraniach miejskiego monitoringu.
Realne zagrożenie
Policja informowała, iż bacznie przygląda się sytuacji w sieci. Zapowiedziała też, iż zrobi wszystko, by powstrzymać sobotnią falę przestępstw. Miasta miały strzec umundurowane patrole, jak i dziesiątki oficerów w cywilu. Rzecznik policji obiecywał również, że ma „przykrą niespodziankę” dla wszystkich złodziei. Nie chciał jednak zdradzać, o co chodziło.
Of er nu geplunderd wordt of niet (lijkt nu niks aan de hand te zijn), uit voorzorg timmerden winkeliers hun hele zaak dicht uit angst voor vernielingen. Daar besteedden ze dus hun tijd en geld aan. pic.twitter.com/QdE3rRdJim
— Salwa van der Gaag (@SalwavanderGaag) June 13, 2020
Masowe kradzieże tak jak w USA
Nie tylko policja potraktowała zaproszenie do masowych kradzieży poważnie. Również właściciele sklepów obawiali się o swój majątek. Wielu wyobrażało sobie, iż w mieście dojdzie do wydarzeń takich jak w Stanach Zjednoczonych. Tam przy okazji protestów przeciw rasizmowi, czarnoskórzy okradali i palili sklepy. Chociaż w USA za rozróby odpowiadał ledwie ułamek protestujących to i tak straty były liczone w milionach dolarów. Z tego też względu w sobotę na Kruiskade wiele sklepów było dosłownie zabitych deskami, tak by złodzieje nie mogli dostać się do środka, wybijając szyby.
Cisza
Gdy wybiła godzenia 16, nic się nie zmieniło. W mieście nie pojawili się ubrani na czarno przestępcy. Miały być masowe kradzieże, a było spokojne wręcz wyludnione z racji na zamknięte sklepy popołudnie w centrum Rotterdamu. Policja nie interweniowała ani razu. Nikt nie został spisany, nie mówiąc już o aresztowaniach.