Listonosz kopidół namierzony
Mieszkacie w okolicy Laren i czekacie na pocztę, która już dawno powinna do was dotrzeć, ale skrzynka na listy nadal jest pusta? Być może list do Was trafił w ręce pewnego leniwego listonosza.
Spacer z psem
Rezerwat Przyrody Goois to doskonałe miejsce na spacer. Wiedział o tym mieszkaniec Laren, który wybrał się w środę na przechadzkę ze swoim czworonożnym przyjacielem. W pewnym momencie mężczyzna zobaczył coś białego wystającego z jednego ze świeżo wykopanych kopczyków. Wyglądało to dość dziwnie. Gdy podszedł bliżej, okazało się, że jest to list. Rozgarnięcie nogą ziemi spowodowało ukazanie się innej korespondencji. Wszystko wyglądało tak, jakby ktoś celowo wyrzucił tu wszystkie przesyłki.
Znalazca postanowił natychmiast powiadomić o tym fakcie policję tym bardziej, że oprócz oczywistych danych osobowych w dole znajdowało się wiele niebieskich kopert z urzędów skarbowych i białych z placówek ochrony zdrowia. Na te wiadomości mógł ktoś czekać.
Poszukiwania
Gdy na miejsce przybyła policja rozpoczęły się poszukiwania. Szybko okazało się, iż nie jest to jedyny schowek w okolicy. Mundurowi znaleźli jeszcze kilka niezbyt schludnie przysypanych ziemią dołków. W każdym z nich znajdowały się tysiące listów. Funkcjonariusze znaleźli również „narzędzie zbrodni”, łopatę. Wszystko to sprawiało wrażenie, jakby osoba zakopująca korespondencje, zostawiła ją tam na przyszłość.
Dochodzenie wykazało, iż przesyłki były zakopane w co najmniej ośmiu miejscach, w dołach na około metr głębokości. Każdy z nich był przysypany warstwą od 20 do 50 cm ziemi. Nie było to zrobione zbyt dokładnie i gdzieniegdzie przebijały się koperty, a słabo zamaskowane dołki rzucały się w oczy.
Policjanci ustalili też, iż poczta ze względu na swoją „dobrą formę” nie mogła zbyt długo przebywać w ziemi. Mowa tu o dniach lub tygodniach, a nie miesiącach czy latach. Funkcjonariusze ustalili również, że wszystkie przesyłki zostały nadane za pośrednictwem firmy Sandd.
Listonosz zamiast dostarczać listy zakopywał je w lesie.
Wewnętrzne śledztwo
Firma pocztowa, natychmiast po znalezieniu przesyłek, rozpoczęła swoje wewnętrzne śledztwo. Wszystkie listy, za zgodą policji, zostały zabrane do lokalnej sortowni, by tam można było ustalić w ręce, którego listonosza trafiły. Szybko jednak okazało się, że sprawcy nie trzeba będzie długo szukać. W momencie, gdy sprawę nagłośniono, winny listonosz sam zgłosił się do kierownictwa.
Mając już sprawcę, usługodawca pocztowy zapowiedział, że zastosuje wobec nierzetelnego pracownika odpowiednie sankcje. Niemniej jednak sytuacja ta stawia pod dużym znakiem zapytania działalność całej firmy. Sandd stara się bronić tym, iż zatrudnia 18 000 listonoszy i pomimo gruntownego sprawdzenia kwalifikacji każdego z nich, mogą trafić się pojedyncze nieuczciwe przypadki. To jednak nie uspokaja wielu ludzi. Być może dostawca przesyłek będzie musiał liczyć się z pozwami sądowymi i procesami o odszkodowanie, jeśli okaże się, iż na skutek niedostarczenia listów ludzie ponieśli straty materialne, finansowe lub moralne.