Listonosz i złe dobrego początki w Bunschoten
Mówi się, iż miłe złego początki, ale koniec żałosny. W historii pewnego listonosza z Bunschoten początek był tragiczny, ale potem pojawiła się lokalna społeczność, która zarówno pracownikowi poczty jak i wielu innym ludziom pozwoliła odzyskać wiarę w to, iż mimo wielu negatywnych nagłówków gazet dobro w Holendrach jeszcze nie zginęło.
Poważny wypadek
Kurier-listonosz wykonywał swoją pracę w Tabakskamp, w Bunschoten roznosząc paczki i listy tamtejszym mieszkańcom. Tego dnia jednak nie wszyscy otrzymali pocztę, na którą czekali. Podczas pracy, listonosza potrącił samochód. Jego stan był wyjątkowo ciężki. Do rannego trzeba było wysłać karetkę lotniczego pogotowia ratunkowego.
Jak wskazują świadkowie, mężczyzna wyszedł przez boczne drzwi swojej furgonetki i został dosłownie „zdmuchnięty” przez nadjeżdżający pojazd.
Znany w okolicy
Gdy o wydarzeniu dowiedzieli się mieszkańcy Bunschoten, zwłaszcza mieszkańcy Tabakskamp gdzie doszło do wypadku, byli w szoku. Bunschoten nie jest bowiem dużą miejscowością i ludzie się tam znają. Znają też doskonale lokalnego listonosza, który pracując tam od dłuższego czasu, był tam wyjątkowo mile widziany, tym bardziej, iż sam zawsze porozmawiał z adresatem, zamienił dwa słowa, czy po prostu uśmiechnął się do człowieka, powodując, iż obdarowanemu było cieplej na sercu.
Problemy finansowe
Listonosz przeżył wypadek. Czeka go jednak długie leczenie i rehabilitacja. To zaś oznacza dla niego i jego rodziny problemy finansowe. Mężczyzna irackiego pochodzenia mieszka z żoną i dziećmi w niedalekim Barneveld. Obecnie jest już w domu, ale jeszcze sporo czasu będzie cierpiał z racji obrażeń. To zaś powoduje, iż nie może on pracować. Fakt był ubezpieczony i ma wypłacane chorobowe. Sęk jednak w tym, iż aby związać koniec z końcem, Irakijczyk brał nadgodziny. Teraz zaś tych pieniędzy zabrakło.
Listonosz został potrącony przez samochód. To, co stało się zaś potem, pozwala odzyskać wiarę w ludzi.
Zrzutka
By nieco pomóc listonoszowi jeden z mieszkańców dzielnicy, gdzie pracował potrącony, wpadł na pomysł internetowej zbiórki. Mężczyzna, który sam pracuje w branży kurierskiej, doskonale wiedział, ile zarabiała ofiara i w jak ciężkiej sytuacji się znalazła. Wyszedł więc z inicjatywą, by zebrać 250 euro i przekazać je poszkodowanemu, jako taki mały „bonus” z życzeniami powrotu do zdrowia. To się udało, ale pojawił się pewien „drobny problem”.
Punk honoru
Bardzo szybko bowiem wiadomość o zrzutce rozniosła się po całej okolicy. Mieszkańcy Tabakskamp, jak i wielu innych ulic w Bunschoten, postawili sobie za punkt honoru pomóc swojemu ulubionemu listonoszowi. W niespełna 24 godziny po rozpoczęciu zbiórki, w niedzielne popołudnie, na koncie zrzutki pojawiło się ponad 5,5 tysiąca euro. W tym momencie jej organizator zdecydował się wstrzymać akcję.
Jak stwierdził, bardzo się cieszy, że ludzie tak chcą pomagać, że otwarli serca i portfele dla ofiary. To pozwala bowiem odzyskać wiarę w człowieka. Nie wie jednak, czy poszkodowany listonosz zgodzi się przyjąć taką kwotę, ten dar wdzięczności za jego ciężką pracę. Okazuje się bowiem, iż przekazane już na samym początku rzeczonych 250 euro wprowadziło go w poważne zakłopotanie. Nie spodziewał się bowiem, iż kogokolwiek będzie obchodził jego los. Teraz zaś należy go przekonać, by przyjął całą zebraną sumę, a to może okazać się trudniejsze niż przeprowadzenie całej zbiórki.