Koronawirus w Holandii mutuje chorują zwierzęta

dziesiątki norek "wstało z grobu"

Najnowsze wiadomości od epidemiologów nie napawają optymizmem. Jak wskazują naukowy koronawirus mutuje. Jeszcze kilkanaście dni temu mówiono, że wirus nie rozprzestrzenia się na zwierzęta. W niedzielę zaś w Brabancji Północnej kwarantanną objęto dwie fermy norek. Wszystko dlatego, iż u zwierzą wykryto patogen.

Wiadomość tę w niedzielę potwierdziło oficjalnie ministerstwo zdrowia Królestwa Niderlandów. Politycy cytowali za agencją informacyjną Reuters dane o tym, iż dwie duże fermy wspomnianych w nagłówku zwierząt futerkowych, zlokalizowane w Germert-Bakel i Laarbeek zostały dosłownie odcięte od świata. Wszystko w wyniku zachorowania zwierząt na COVID-19.

 

Koronawirus mutuje - zwierzęta też chorują

Jak to się jednak stało, iż u zwierząt wykryto ten patogen? Norki przebadano weterynaryjnie między innymi pod kątem wirusa SARS-CoV-2 w momencie, gdy ich właściciele zobaczyli, iż zaczynają mieć poważne problemy z oddychaniem. Wiele wskazuje więc na to, iż zwierzęta te mogą być nie tylko nosicielami COVID-19, ale też chorować na tę ludzką zarazę.

 

Ludzie zwierzętom, nie zwierzęta ludziom

Co ważne, jak wskazują służby weterynaryjne wraz z ministerstwem zdrowia, bardzo ciekawa jest tutaj droga rozprzestrzeniania się choroby. Mowa bowiem o pionowej transmisji. Wstępne ustalenia wskazują, iż zwierzęta zakaziły się od chorego pracownika fermy. Wirus zadziałał więc na linii człowiek zwierzęta. Eksperci nie wskazują, by patogen rozprzestrzeniał się dalej, tzn. zwierzęta nie zarażały się same dalej. Od zwierząt futerkowych nie zakaziły się również żadne inne ssaki czy ptaki będące na farmie. Również inni pracownicy mający z nimi kontakt pozostali zdrowi.

Wszystko to wskazuje na to, iż „tym złym” jest człowiek i możliwości zakażenia są jednostronne. Nie ma więc na chwilę obecną zagrożenia, by zwierzę mogło zakazić człowieka. Dotyczy to zarówno ssaków zamkniętych na „farmie futer”, jak i wszystkich naszych większych i mniejszych pupili. Nie musimy obawiać się, że COVID-19 zarazimy się od naszego psa, kota, świnki morskiej czy papugi.

 

Środki bezpieczeństwa

Na chwilę obecną władze lokalne postanowiły wstrzymać się z transportem zwierząt. Wyznaczył również dookoła ferm strefę izolacji o promieniu 400 metrów. Ssaki poddawane są obecnie dokładnej obserwacji weterynaryjnej. Ma ona określić, jak bardzo wirus zmutował i jak zwierzęta radzą sobie z patogenem.

 

Duży problem

Teoretycznie wydaje się więc, iż sytuacja jest pod całkowitą kontrolą. Ferma została odizolowana, nie ma niebezpieczeństwa odzwierzęcego zakażenia człowieka, a służby weterynaryjne cały czas są na miejscu. W praktyce jednak to, co się stało w Brabancji Północnej pokazuje, iż koronawirus mutuje i może być wiele bardziej zjadliwy, niż się wydaje. Ponadto każde jego aberracje od pierwotnej formy stawiają pod znakiem zapytania skuteczność testowanych obecnie leków, jak i samą odporność nabytą u chorych, którzy przeszli już tę chorobę. Reasumując, cześć naukowców obawia się, iż COVID-19 będzie podobny do grypy. Na skutek częstych mutacji, wirusem grypy zdarza nam się zarazić ponieważ zastrzyk, jaki otrzymaliśmy ze szczepionką, nie miał przeciwciał akurat na tą konkretną odmianę.