Kij i marchewka, czyli nowe obostrzenia dla migrantów

Władze w Hadze coraz częściej przyglądają się kwestii uchodźców i migrantów przybywających do Królestwa Niderlandów. Alienacja społeczna tych grup, problemy ze znalezieniem pracy, a nawet porozumieniem się z pozostałą częścią społeczeństwa sprawiają, że władza postanowiła zaostrzyć działania skierowane do tej grupy społecznej. Wszystko oczywiście dla ich dobra.

Getta

O sprawie pisaliśmy już jakiś czas temu, gdy przedstawialiśmy naszym czytelnikom kwestie związane z fikcyjnymi szkołami językowymi, które nierzadko oferowały migrantom głównie z Bliskiego Wschodu i Afryki Północnej, kursy językowe tylko i wyłącznie na papierze. Warto jednak, przynajmniej w kilku słowach, przypomnieć problem, z jakim od dłuższego czasu borykają się niderlandzcy decydenci. Od wielu lat oprócz migrantów zarobkowych z Europy Środkowej i Wschodniej do Holandii przyjeżdżają mieszkańcy Turcji, Maroka czy krajów arabskich. Wielu z nich przybywa, np. na podstawie programu łączenia rodzin. Ludzi ci jednak nie integrują się z niderlandzkim społeczeństwem. Całe rodziny, a czasem nawet klany, żyją na uboczu życia społecznego Holendrów. Tworzą getta, gdzie językiem wiodącym jest ich domowy dialekt. Wielu z nich nie pracuje lub wykonuje proste czynności, prace interwencyjne zlecone przez UWV. W praktyce oznacza to, że Holandia nie ma z nich zbyt dużego pożytku. Jak brutalnie by to nie zabrzmiało, państwo dopłaca do nich poprzez zasiłki, ubezpieczenia oraz traci miliony euro przez przekręty, jak te związane z nauką języka.

W obecnej sytuacji, gdy do Niderlandów przybywają cięgle nowi uchodźcy i migranci, a kraj wpada w kryzys gospodarczy związany z COVID-19 rząd chce powiedzieć dość.

Trzy lata

Władze w Hadze chcą od lipca 2021 roku zmienić podejście do migrantów. Kraj oczywiście nie zamknie się na nich. Rząd zaostrzy jednak warunki, których spełnienie ma gwarantować możliwość pobytu w krainie tulipanów.

Pierwszą zmianą ma być ta związana z poziomem znajomości języka niderlandzkiego. Chodzi o to, by ludzie ci mogli w miarę swobodnie porozumiewać się w swojej nowej ojczyźnie. Mają móc robić zakupy, załatwiać sprawy urzędowe, czy komunikować się z pracodawcą. Koniec z egzaminem, który był tylko czystą formalnością. Teraz test ma faktycznie sprawdzać, czy przybysz poświęcił czas, chęci i często rządowe pieniądze na naukę.

Kolejną kwestią jest obowiązek pracy. Holendrzy nie tyle nie chcą darmozjadów, co uważają, iż poprzez pracę przybysz będzie integrować się ze społeczeństwem. Nie musi być ona od samego początku w pełnym wymiarze godzin. Nie musi być nawet płatna, może to być wolontariat. Celem jest tutaj bowiem nie tle zarobek migranta, co osadzenie go w nowym otoczeniu, nowej wspólnocie. Praca ma więc zapewnić mu jakąś więź z krajem w którym się znajduje.

Kij i marchewka

Egzamin i możliwość nawet wydalenia z kraju z racji nieprzestrzegania zasad to "kij". W planie tym znajduje się również "marchewka". Migrant przybywający do Holandii przez pierwsze pół roku może żyć na rachunek tamtejszego podatnika. Gmina przez 6 miesięcy będzie mu bowiem pokrywać wszystkie koszty związane z życiem uchodźcy. Wśród nich znajdzie się między innymi wynajem mieszkania, opłaty za media, czy ubezpieczenie społeczne.

Oprócz tego władze będą tworzyć dla migrantów spersonalizowany plan integracji.

Oprócz działań samorządu "kijem i marchewką" ma być również pożyczka na naukę języka. Ta, jak pisaliśmy we wcześniejszym materiale, ma wynieść nawet 10 tysięcy euro. Byłaby ona bezzwrotna pod warunkiem, iż kursant zda test. Jeśli mu się to nie uda (wielokrotnie), będzie musiał ją oddać.

Samorządy

Jak to jest, iż piszemy o rządowym planie, a wspominamy o gminach? Wszystko dlatego, że to na nie rząd chce scedować uprawnienia związane z migrantami. Nikt bowiem tak dobrze, jak władze lokalne, nie zna się na sytuacji w danym mieście czy regionie. Samorządowcy mają więc pomagać nowo przybyłym, znaleźć im uczciwą i rzetelną szkołę językową, która faktycznie nauczy ich niderlandzkiego oraz pomoc w zdobyciu pierwszej pracy, wolontariatu.

Taki proces zdaniem polityków partii rządzącej ma przyśpieszyć i uczynić bardziej efektywnym cały system integracji społecznej migrantów. Ograniczenie ich wykluczenia ma jednak pomóc nie tylko tym ludziom, ale i państwu. Jeśli migrant z osoby korzystającej z pomocy społecznej zamieni się w kogoś, kto pracuje i płaci podatki, będzie on generował dochód odprowadzany do skarbu państwa.