Jeździsz starym dieslem w Holandii? Zapłacisz więcej

Od nowego roku w Królestwie Niderlandów obowiązywać będą nowe przepisy, które uderzą w kierowców starych samochodów z silnikiem diesla. Jeśli więc jeździsz w Holandii starym „ropniakiem”, licz się ze wzrostem opłat.

Od 1 stycznia 2020 roku właściciele zarejestrowanych w Holandii pojazdów z silnikami wysokoprężnymi, będą musieli liczyć się z dopłatą w wysokości 15% podatku drogowego. W praktyce oznacza to, iż właściciele popularnych diesli ważących od 1350 do 1450 kilogramów będą musieli wysupłać ze swojego portfela około 225 euro rocznie więcej na opłaty związane z pojazdem.

 

Podatek od sadzy

Nowa opłata zwana jest potocznie „podatkiem od sadzy”. Jej projekt został już przedstawiony w 2015 roku przez ówczesnego sekretarza stanu, Erica Wiebesa. Przepisy miały wejść w życie od stycznia tego roku, niemniej jednak zostały one odroczone.

Nowa opłata jest niczym innym jak podatkiem nakładanym na kierowców. Przepis ten ma za zadanie zmniejszenie atrakcyjności użytkowania samochodów, które najbardziej zanieczyszczają środowisko. Chodzi tu przede wszystkim o stare pojazdy wyposażone w silniki wysokoprężne. To one bowiem emitują najwięcej cząsteczek stałych. Substancje te zaś są bardzo szkodliwe dla naszego zdrowia.

 

Co ciekawe określenie "stary diesel" nie jest w przypadku tych przepisów zbyt dokładne. Władze, wprowadzając te rozporządzenia, postanowiły przyjrzeć się pojazdom pod względem emisji, a nie roku produkcji. Ustawodawca tłumaczy to tym, iż nawet niektóre maszyny dopuszczone do jazdy po 2009 roku w praktyce przekraczają istniejące wtedy standardy. Samych takich kopcących 10-letnich maszyn jest w Holandii ponad osiem i pół tysiąca.

Przepis w praktyce

W praktyce oznacza to, iż każdy właściciel samochodu z silnikiem wysokoprężnym, który nie posiada fabrycznie wmontowanego filtra cząsteczek stałych i emituje ponad 5 miligramów na kilometr, musi liczyć się z nowym podatkiem. Właścicieli 10-letnich i młodszych pojazdów osobowych wyposażonych w filtry DPF nie mają się czego obawiać.

Trochę inaczej wygląda sprawa z samochodami dostawczymi. W ich przypadku emisje wyraża się w miligramach na kilowatogodzinę (kWh). Dla nich władza ustawodawcza ustaliła limit na 10 miligramów cząstek stałych na kWh. Zanim jednak te przepisy wejdą w życie, musi zatwierdzić je jeszcze senat.
Dlatego, jeśli nic się nie zmieni, "podatek od sadzy" od stycznia dotyczyć będzie tylko pojazdów osobowych. Informacje, czy dany model pojazdu kwalifikuje się do naliczenia podatku, administracja będzie pobierać z rejestru Krajowej Agencji Ruchu Drogowego.