Japońskie wychowanie

Wczoraj pisaliśmy o tym, jak polska para chciała najprawdopodobniej zabić swoją miesięczną córeczkę. Dziś okazuje się, iż japońscy rodzice mieszkający w Brabancji również zafundowała swoim pociechom piekło.

Para Japończyków mieszkająca w Molenschot, w Brabancji już od ponad roku przebywa w areszcie. Dopiero jednak teraz wymiar sprawiedliwości zdecydował się bardziej nagłośnić sprawę piekła na ziemi, jakie 40-letni ojciec i 39-letnia matka sprawili swoim siedmiorgu pociechom. Oto część ustaleń, jakie miały miejsce podczas trwających od września ubiegłego roku rozpraw.

Szpital

Cała sprawa wyszła na jaw przypadkiem. W czerwcu jedno z dzieci zostało znalezione w Limburgii. Chłopczyk był w bardzo złym stanie, wyraźnie było na nim widać kręgi pleców i szyi, miał również na ciele stare siniaki. Był wygłodzony. Dziecko zostało natychmiast przyjęte do szpitala. Tam malec powiedział policjantom, że „tato jest bardzo często zły na nich”. To wystarczyło, by służby dokonały nalotu na dom rodziny w Molenschot. W budynku mieszkało w sumie dziewięć osób. Dwoje dorosłych oraz siedmioro dzieci. Trójka z nich to dzieci ojca, troje od matki, a jedno ich wspólne.

 

Dzieci te były skrajnie zaniedbane. Już wstępne śledztwo wykazało, że rodzice regularnie odmawiali dzieciom jedzenia oraz zamykali je w szopie lub sypialni. Oprócz tego pomimo młodego wieku malcy musieli pokonywać sami ogromne odległości do szkoły, a także wykonywać wiele prac domowych, które były zbyt ciężkie jak na ich wiek.

 

Ewakuacja

Według funkcjonariuszy, którzy rok temu weszli do domu Japończyków, dzieci były w bardzo złym stanie. Policjanci nie wiedzą, co stałoby się z nimi, gdyby nie interwencja. Obecnie sześcioro dzieci wróciło do Japonii, gdzie zamieszkało z dziadkami. Najmłodsze zaś, pozostało w Holandii pod opieką jednej z tamtejszych rodzin zastępczych.

Japońska rodzina wychowywała biciem i głodem swoje dzieci. Malcy byli tak głodni, że kradli kanapki kolegom ze szkoły.

Proces

Wczoraj przed sądem w Bredzie odbyła się kolejna rozprawa Japończyków. Oboje w sądzie muszą korzystać z tłumaczy, ponieważ bardzo słabo mówią po „holendersku”. Podczas kolejnych rozpraw, trwających już od września ubiegłego roku, na światło dzienne wychodziły inne potworności związane ze spartańskim wychowaniem.

Zeznający w tej sprawie nauczyciele potwierdzali, że dzieci bardzo często w szkole były głodne. Malcy mieli prosić o jedzenie swoich kolegów lub czasem nawet okradać ich z drugiego śniadania. W pewnym momencie jedno z dzieci miało powiedzieć nauczycielom, że nie śpi w nocy z głodu i pokazać, że jedyne jedzenie, jakie dostało do szkoły to dwie kromki suchego chleba. Malec miał mieć ponadto na ciele wiele siniaków. Przestraszeni nauczyciele wezwali więc opiekunów na dywanik. Ojciec wyjaśnił jednak, iż malcy nie otrzymują żadnych cukierków i są wychowywani przy pomocy zdrowej żywności. Siniaki zaś to efekt upadku na rowerze. Szkoła po tych wyjaśnieniach nie interweniowała.

W toku śledztwa jedeno z dzieci przyznało, że tato złapał go i rzucił nim tak, że uderzył twarzą o ścianę. Matka miała nie interweniować.

 

Choroba psychiczna

Podczas trwającego procesu obrońcy kobiety chcieli, by zwolniono ją z aresztu. Wskazywali, iż ona również była ofiarą apodyktycznego mężczyzny, bierną odbiorczynią przemocy wobec jej dzieci. Kobieta miała być również chora psychicznie i bardzo źle znosić pobyt w celi. Sąd nie przychylił się jednak do prośby obrońcy, tym bardziej, że wychodzące na jaw dowody przedstawiane przez prokuraturę, wskazywały na to, iż kobieta nie robiła kompletnie nic, by zmienić sytuację w domu.
Według oskarżyciela oboje doskonale wiedzieli, że tak wychowując dzieci, głodząc je i bijąc, istnieje szansa, że mogą one umrzeć. Godzili się z taką możliwością i nic nie robili. W takiej sytuacji, zdaniem prokuratury, należy ich działania potraktować nie tylko jak znęcanie się nad dziećmi, ale jako próbę zabójstwa.

Sąd podszedł do sprawy bardzo podobnie. Rodzice usłyszeli wyrok w wysokości 4 lat pozbawienia wolności.