Holendrzy nie pojadą w lutym na Igrzyska Olimpijskie w Pekinie
Holendrzy nie wyślą delegacji na Igrzyska Olimpijskie w Pekinie. Spokojnie nie chodzi tu o sportowców, którzy w kilku dyscyplinach są pretendentami do złotych medali. Chodzi o polityków. Gabinet zdecydował, iż nie wyśle rządowej delegacji na imprezę do Państwa Środka. Dlaczego?
Podczas piątkowego posiedzenia gabinetu członkowie rządu zdecydowali, iż Królestwo Niderlandów nie wyśle oficjalnej delegacji na rozpoczynające się niedługo Zimowe Igrzyska Olimpijskie w Pekinie. Podstawą za takim, a nie innym wyborem miało być to, iż w Chinach obywatele Holandii nie są mile widziani z racji na ograniczenie związane z epidemią koronawirusa.
Historia się powtarza
Można więc powiedzieć, że jest to niemal kalka sytuacji, jaka miała miejsce w zeszłym roku podczas Igrzysk Olimpijskich w Tokio. Wtedy to również politycy nie wybrali się do Japonii dopingować swoich zawodników. Decydenci zostali w ojczyźnie z tego samego powodu. Z racji zagrożenia epidemiologicznego Japonia nie zdecydowała się przyjąć zagranicznych kibiców.
Epidemia ratuje władze w Hadze przed podjęciem bardzo trudnej decyzji.
Tylko dla Chińczyków
Podobną decyzję podjął nieco wcześniej również Król. Holenderski monarcha wskazał, iż pozostanie w Niderlandach, solidaryzując się z narodem, który nie może na żywo dopingować swoich sportowców. Co ważne Wilhelm Alexander mógłby udać się na zawody nawet nie jako polityk, głowa państwa, a członek MKOl. Nie zrobi jednak tego.
Mimo iż zagraniczni kibice nie mają prawa wstępu na imprezę, nie oznacza to, iż trybuny będą puste. Od 4 do 20 lutego zapełnią się one chińskimi kibicami, tym bowiem pozwolono dopingować sportowców.
Doskonałe rozwiązanie
Sytuacja ta ma jednak drugie dno. Można wręcz powiedzieć, iż COVID-19 uratował wiele rządowych delegacji przed trudnym wyborem. Środowiska walczące o prawa człowieka wskazywały bowiem, iż Igrzyska mogą zostać wykorzystana przez Chińczyków jako pokaz siły. Siły oklaskiwanej przez międzynarodowe delegacje, a opartej na niewolniczej pracy ludzi i łamaniu podstawowych praw człowieka. Nie da się bowiem ukryć, iż organizacje takie jak, np. Amnesty International od lat wskazują, iż w „Kraju Środka” bardzo źle się dzieje. Oklaskiwanie więc chińskich decydentów, mogących mieć krew na rękach, byłoby dość niestosowne. Tak zaś rządy solidaryzują się z kibicami, politycy zostają w kraju i temat znika.
Nie tylko Holendrzy
Nie tylko holenderscy politycy postanowili zostać w ojczyźnie. Podobnie zdecydowały Stany Zjednoczone, Kanada, Wielka Brytania czy Australia. Wszyscy oni jawnie bojkotują Igrzyska Olimpijskie z racji tego co Chiny robią wobec mniejszości ujgurskiej w prowincji Xinjiang, gdzie ludzie trafiają do „obozów reedukacyjnych”, są bici i torturowani. Jak twierdzą politolodzy, nie bez konsekwencji jest również podejście władz w Pekinie do kwestii Tybetu i Hongkongu, gdzie również działania Chin są mocno kontrowersyjne.
W Olimpiadzie weźmie udział 33 niderlandzkich sportowców. Liczba ta może jednak jeszcze wzrosnąć, ponieważ niektórzy zawodnicy nadal walczą o kwalifikację olimpijską. Zawodnicy (jakoby z racji kwestii epidemiologicznych) podobnie jak dziennikarze zostaną zamknięci w wiosce olimpijskiej z zakazem opuszczenia tak zwanej „strefy olimpijskiej”, co również, zwłaszcza w przypadku reporterów, niektórym daje dużo do myślenia.
Źródło: Nu.nl