Holenderskie gminy zamykają sklepy w czarny piątek i sobotę

zamknięte sklepy w czarny piątek

Czarny piątek okazał się, jak przewidywali to epidemiolodzy, czarnym dniem jeśli chodzi o przestrzeganie zasad bezpieczeństwa epidemiologicznego. Promocje i szał zakupów wygrały ze zdrowym rozsądkiem. Musiały interweniować władze.

rozliczenie podatku z Holandii

Czarny piątek i atak na sklepy

Czarny piątek to w 100% marketingowy wytwór. Media już od dłuższego czasu „atakują” konsumentów, roztaczając wizję ogromnych promocji, na których można zaoszczędzić setki złotych czy euro. Praktycznie każdy mieszkaniec Polski czy Holandii pytany o ten specyficzny dzień wyprzedaży wskazuje, iż wie, że wiele sklepów sztucznie podnosi najpierw ceny, by potem móc je opuścić o kilkanaście czy nawet kilkadziesiąt procent. Wie, iż to wszystko zrobiono po to, by ludzie kupowali jak najwięcej. Wie, ale daje się złapać w tę marketingową maszynę i sam rusza polować na najlepsze promocje.

 

Śmiertelnie zagrożeni sprzedawcy

Lekarze ostrzegali, iż taki szał zakupów może zakończyć się tragicznie. W tłumie nikt bowiem nie będzie pamiętał o bezpiecznym odstępie i wirus może się łatwo rozprzestrzenić. W najgorszej sytuacji są tutaj sprzedawcy, którzy w taki dzień jak czarny piątek spotykali setki, jeśli nie tysiące osób.

By więc ograniczyć rozwój epidemii, gminy na każdym kroku starały się przypomnieć zakupoholikom o obowiązujących obostrzeniach koronowych. W Amsterdamie wprowadzono ruch jednokierunkowy w centrum miasta. Rotterdam ustawiał tablice świetlne, przypominając o 1,5-metrowym dystansie i zakazie zrzeszania się. Nic to jednak nie dało. Co tam epidemia, co tak COVID-19, skoro można kupić telewizor o 150 euro taniej.

Prośby i nakazy

W efekcie w Amsterdamie, Rotterdamie i Eindhoven włodarze gmin, a także kierownictwo regionów bezpieczeństwa wzywało do zaprzestania zakupów z racji tłoku i zagrożenie epidemiologicznego. Czarny piątek i jego magia były jednak silniejsze. W niektórych miastach apele te przyniosły w miarę pożądany skutek i ludzie zaczęli zachowywać dystans. W Rotterdamie tłum jednak nie malał, a wręcz narastał. Z tego względu burmistrz Ahmed Aboutaleb zdecydował się w piątek wieczorem zamknąć wszystkie sklepy w centrum.

Sobota

Decyzja ta, jak można było się domyśleć, nie spodobała się wielu klientom. Zdrowie zdaniem władz jest jednak ważniejsze niż czyjeś zakupy. Z tego też względu Rotterdam również w sobotę zdecydował się na wcześniejsze zamknięcie sklepów. Klienci w centrum mogli wchodzić do sklepów tylko do godziny 17. Potem drzwi się zamykały. Osoby robiące już zakupy wewnątrz musiały je skończyć do  godziny 18.  Oprócz tego samorząd starał się ułatwić wjazdy i wyjazdy z centrum oraz zwiększyć częstotliwość kursowania komunikacji miejskiej. Eindhoven i Dotrecht poszły z tym zakazem jeszcze dalej. Bojąc się tłumów, zamknęły sklepy w newralgicznych rejonach już o 16.

 

Czy to dobry pomysł?

Niektórzy obserwatorzy wskazują, iż działania podjęte w czarny piątek i w sobotę tylko pogorszyły sytuację. Ograniczono ludziom bowiem czas odwiedzania sklepów. Jeśli więc chcieli zrobić zakupy i skorzystać z promocji musieli przybyć wcześniej. W efekcie ilość odwiedzających skumulowała się w mniejszej liczbie godzin, przez co zapanował jeszcze większy ścisk. Czy jednak faktycznie przeceny spowodują wzrost liczby chorych, przekonamy się za najwcześniej 5 dni.