Holenderska inwazja w Antwerpii
Belgijski rząd płacze, a przedsiębiorcy skaczą ze szczęścia prawie pod sufit. Wszystko z racji holenderskiej inwazji, jaką od czasu wprowadzenia lockdownu w Królestwie Niderlandów, przeżywa Antwerpia za sprawą „turystyki zakupowej”. Zwłaszcza teraz, w okresie poświątecznych przecen, Belgowie mówią o dosłownym najeździe mieszkańców z krainy tulipanów.
Wiele belgijskich sklepów może w ostatnim czasie mówić o złotym okresie swojej historii. Jednodniowi turyści, przyjeżdżający do Antwerpii z Holandii zostawiają w tamtejszych lokalach ogromne ilości pieniędzy. Jak wskazują belgijskie media, wiele sklepów notuje obecnie dochody nawet o jedną trzecią wyższe niż zakładano. Również belgijska gastronomia jest tak bardzo oblężona, iż w wielu miejscach trzeba rezerwować stoliki z dużym wyprzedzeniem.
Dwa tygodnie ratujące gospodarkę
Jak wskazuje belgijska Het Laatste Nieuws (HLN), trwający w Niderlandach lockdown pozwolił odrobić tamtejszym sklepikarzom i restauratorom straty, jakie spowodowała epidemia w ich biznesie w ciągu całego roku. Jak powiedział HLN jeden z właścicieli sklepu w Antwerpii, zwykle osiągnął on obroty w wysokości około 3 tysięcy euro dziennie. Obecnie zaś te sięgają poziomu od 10 do 12 tysięcy euro. Wszystko dzięki Holendrom.
Z podobnym niedowierzaniem na to co się dzieje patrzą przedstawiciele gastronomii. Wiele popularnych lokali, zwłaszcza w Antwerpii, wskazuje na obłożenie na poziomie 300% tego co zwykle. Restauratorzy mówią wręcz o szaleństwie i chaosie, który powoduje taki natłok klientów. Nikt jednak nie narzeka, bo pieniądze za nimi idące pozwalają odbić się nieco po kolejnym roku epidemii.
Wielki poszkodowany
Największym poszkodowanym tego „najazdu” jest branża hotelarska. Nie ma się jednak czemu dziwić, gdyż dla wielu Holendrów wyjazd do Belgii to godzina, dwie drogi samochodem. Mało kto decyduje się więc na nocleg, kiedy to podstawą takowego wyjazdu są zakupy i chęć zjedzenia obiadu w restauracji.
Przerażenie
Na sytuację tę z niejakim przerażeniem patrzą zaś belgijscy epidemiolodzy. W tym co się dzieje widzą oni bowiem szansę na wzrost zakażeń. Tłumy w sklepach i na ulicach, jak i samo przemieszczanie się dużych mas ludności to doskonała okazja dla wirusa, by znaleźć nowych nosicieli. Mimo tego Belgia nie zamierza jednak zamknąć granicy dla Holendrów.
Źródło: Ad.nl
Źródło: Hln.be