Holandia nie przeżyje bez emigrantów zarobkowych

Holandia nie przeżyje bez emigrantów zarobkowych

Do Holendrów w końcu dotarło to, co my wiedzieliśmy od dawna. Kraj ten nie ma szans się utrzymać bez Polaków i innych migrantów zarobkowych. Jesteśmy im po prostu niezbędni, potrzebują nas coraz więcej i więcej. O sprawie tej już na co dzień informują holenderscy naukowcy i ekonomiści.

W ostatnich latach liczba migrantów zarobowych znacznie wzrosła. Szacuje się, iż w tej chwili w krainie tulipanów jest około 800 000 osób z naszej części kontynentu. Ludzie ci pracują przede wszystkim w rolnictwie, ogrodnictwie oraz w centrach dystrybucyjnych i dostawczych. Jak mówi dziennikarzom Nu.nl Olaf van Vliet, profesor ekonomii na Uniwersytecie w Leiden: „Jeśli odejdą, dzisiaj bardzo trudno będzie zapełnić te wakaty”.

 

Cztery razy więcej

Eksperci z SEO Economic Research, działający na zlecenie agencji pracy tymczasowej ABU, przeprowadzili swoisty spis gastarbajterów na przestrzeni lat. Wynika z niego, iż w latach 2006-2021 liczba migrantów zarobkowych wzrosła czterokrotnie. Większość z nich pochodzi z naszej części Europy. Gro stanowią Polacy, chociaż w ostatnich latach znacząco wzrósł udział Rumunów i Bułgarów. Nasz pęd do Holandii zaś nieco zmalał z racji na poprawę sytuacji ekonomicznej nad Wisłą.

 

Tania siła robocza

Migranci uznawani są często w Holandii za tanią siłę roboczą. Jak jednak słusznie zauważa Dyrektor Frank van Gool z agencji zatrudnienia OTTO Work Force, bez nich kraj po prostu nie jest już w stanie się obejść. Przedstawiciel OTTO idzie nawet o krok dalej: „Wtedy (gdyby pracownicy migrujący wyjechali -red), sklepy i supermarkety byłyby puste, a na półkach nie byłoby warzyw ze szklarni. Pojawiałyby się również problem w służbie zdrowia, produkcji i budownictwie. Dotarliśmy bowiem nawet na Filipiny, aby ściągnąć stamtąd ludzi pracujących w służbie zdrowia”.

 

Mit upada

To ostatnie zdanie doskonale pokazuje upadek mitu. Kiedyś Polacy i inni pracownicy migrujący kojarzyli się Holendrom tylko ze zbiorem truskawek czy pomidorów. Teraz coraz lepiej wykształceni pracownicy, znający języki pracują na eksperckich stanowiskach w wielu różnych branżach. Agencje pracy poszukują zaś już nie tylko pracowników fizycznych, ale i inżynierów czy nawet lekarzy i pielęgniarek.

Problemy

Eksperci wskazują jednak również na pewne problemy. Pracodawcy nie mogą postrzegać migrantów jako „leku na całe zło”. Ściągając kolejne rzesze do kraju, trzeba bowiem zapewnić im odpowiednie warunki bytowe, a to ostatnio staje się coraz trudniejsze z racji kryzysu na rynku mieszkaniowym.
Ponadto Holendrzy powinni zapomnieć o postrzeganiu migrantów z Polski czy innych krajów naszego regionu jako taniej siły roboczej. Polakowi lub Litwinowi przybywającemu do Holandii nie można płacić już tak jak w 2006 roku, ponieważ on po prostu nie przyjedzie. By więc gastarbeiter chciał zostać gastarbeiterem, musi mieć możliwość zarabiania lepiej niż w swojej ojczyźnie. To zaś oznacza, iż coraz rzadziej migrantami da się ciąć koszty.

Zapomniani

W końcu część ekonomistów wskazuje na dużą grupę „zapomnianych” migrantów zarobkowych. W Holandii jest bowiem wielu pracowników migrujących, którzy trafili poza nawias. Stracili pracę, dach nad głową, ale nadal są w Niderlandach. Dlatego też, zamiast pozyskiwać nowych, w najbliższych latach władze i biznes powinny skupić się na aktywizacji tej grupy migrantów. Wszystko po to, by z jednej strony wypełnić wakaty, a z drugiej poprawić byt setek bezdomnych, którzy obecnie żyją gdzieś na marginesie społeczeństwa w Holandii.

 

Źródło:  Nu.nl