„Hiszpańskie Ruinerwold” z Holendrem w roli głównej

"Hiszpańskie Ruinerwold" z Holendrem w roli głównej

Kilka lat temu Holandią wstrząsnęła sprawa rodziny mieszkającej w Ruinerwold. 58-letni mężczyzna mieszkał na farmie z szóstką swoich dzieci. Te były przetrzymywane w piwnicy i przeszły pranie mózgu, w którym ojciec wmówił im, że są jedynymi ludźmi na świecie. Gdy jeden z synów uciekł, koszmar wyszedł na jaw. Po prawie 4 latach horror ten się powtórzył. Tym razem jednak Holenderska rodzina żyła odcięta od świata w Hiszpanii.

Liberalniej

Holender i jego hiszpańska żona żyli wraz z dwójką córek w wieku 18 i 24 lat i niepełnoletnim synem prawie całkowicie odcięci do świata. Czemu prawie? Rodzina żyła bowiem na odległej farmie, położonej w lesie w Gironie. Dzieci były izolowane od świata zewnętrznego. Nie wolno im było chodzić do szkoły, ani oglądać telewizji. Nie mogły opuszczać domu, nie licząc sporadycznych zakupów z rodzicami w sąsiednim sklepie, czy wizyt u wujka (sąsiada). Nie były więc zamknięte w piwnicy jak w sytuacji w Ruinerwold.

 

Ucieczka

Dzieci żyłyby tak zapewne może i do końca swoich dni, ale po kłótni z ojcem starsza, 24-letnia córka uciekła z domu. Dziewczyna trafiła do domu sąsiadów niezamieszanych w całą sprawę. To im powiedziała, iż po raz pierwszy w życiu rozmawia z obcymi ludźmi. Gdy gospodarze wysłuchali jej historii o życiu w izolacji, zdecydowali się zabrać ją na komendę. Tam przekazała oficerom, iż ona, jej 18-letnia siostra i brat od lat są zamknięci w domu.

 

Na komendzie stało się jasne, iż 24-latka jak i jej rodzeństwo nigdy nie chodziło do szkoły. Cała ich edukacja i wiedza o świecie opierały się na tym, co powiedzieli im rodzice. Młodzi ludzie nie mogli korzystać z Internetu i telewizji. Po takich rewelacjach policja skontaktowała się z ojcem dziewczyny.

 

Chora psychicznie

Ten stwierdził, iż dziewczyna jest chora psychicznie i leczy ją sąsiad, wujek, który jest psychiatrą. Gdy zadzwonili do lekarza, ten przyznał, iż 24-latka jest chora i bierze leki, ale wujek nie ma żadnej dokumentacji medycznej, która by to potwierdzała. To wydało się policji dość dziwne, więc oficerowie udali się do domu rodziny.

 

W domu rodzice zapewniali, iż wszystko jest ok, a córka jest chora psychicznie i zmyśla. Nie mieli jednak żadnych dokumentów, które potwierdzałyby chorobę. Zresztą rodzice nie mieli też świadectwa szczepień dzieci i książeczek zdrowia. Wszystko niby dlatego, iż siostra matki jest pediatrą i to ona się nimi opiekowała. To wzbudziło jeszcze większe podejrzenia. Policjanci wszczęli śledztwo, które szybko wykazało, iż nie ma żadnych dokumentów potwierdzających istnienie dzieci. Nie miały one numeru ewidencyjnego, oficjalnie nie istniały. Najprawdopodobniej nawet nie urodziły się w szpitalu.

 

Sąd

Sprawa trafiła więc do sądu. Rozpoczęło się śledztwo, a opiekunów dzieci uznano za potencjalnych sprawców znęcania się i ciągłej przemocy domowej. Jak na to zareagowali rodzice? Odmówili składania zeznań. Po tym zaś zostali zwolnieni do domu. Policja przesłuchała także syna pary, ale on również odmówił składania zeznań i oskarżenia rodziców. Co więcej, wrócił do nich dobrowolnie.

Sędzia wskazał również na parę innych kwestii. Córki są już dorosłe, nie mogą być już pod kloszem. W przypadku syna nakazał zaś, iż powinien on otrzymać więcej swobody. Co zaś do braku nauki szkolnej, edukacja domowa w Hiszpanii jest dozwolona pod pewnymi warunkami. W przypadku zaś tej pary matka była nauczycielką, a ojciec informatykiem oboje mieli więc wiedzę i możliwości do nauki dzieci.

Jak skończy się ta sprawa? Trudno powiedzieć. Podobnie jak w przypadku Ruinerwold jest ona wyjątkowo skomplikowana i może trwać nawet latami. Jej wynik nie jest wcale przesądzony.

 

 

Źródło:  Nu.nl
Źródło:  Elcaso.elnacional.cat