Historycznie niska frekwencja wyborcza w Holandii
Mieszkańcy Królestwa Niderlandów głosowali w tym tygodniu w wyborach samorządowych. Jak wskazują pierwsze zebrane dane, tegoroczna elekcja była wyjątkowa. Kraj może się bowiem poszczycić wręcz historycznie niską frekwencją. Ludzie nie byli zainteresowani wyborem swoich lokalnych przedstawicieli. Dlaczego?
Dane spływające z okręgów wyborczych wskazują, że w prawie dziewięciu na dziesięć gmin do urn poszło mniej osób niż w wyborach mających miejsce cztery lata temu. Politolodzy mówią wręcz o historycznie niskiej frekwencji. Jak wskazują analitycy, w gminie Lelystad w porównaniu do wyborów z 2018 roku frekwencja spadła z 51 na 41% i był to największy spadek w Holandii. Nie oznaczało to jednak najniższej frekwencji. Tę odnotowano w Rotterdamie, gdzie głos oddało tylko 38,9% osób posiadających czynne prawo wyborcze. Niewiele lepiej było w Tilburgu, Roosendaal i Almere gdzie krzyżyk na karcie do głosowania postawiło mniej niż 40% uprawnionych.
Co drugi uprawniony
W sumie mniejszą frekwencję odnotowano w 294 gminach na poziomie kraju. Jedynie w 28 samorządach zagłosować poszło więcej ludzi niż ostatnio.
Wszystko to sprawiło, iż do urn w Królestwie Niderlandów udało się niecałe 51% uprawnionych (50,9%), co stanowi o 3,2% mniej niż w 2018 roku (54,1%)
Ludzie chcą głosować
Na drugim końcu tej swoistej skali znalazły się gminy Schiermonnikoog, Rozendaal, Staphorst. Wszystkie one mogą się pochwalić wręcz imponującą frekwencją wynoszącą odpowiednio 80,2%, 80% i 75,4%.
Wybory w cieniu wojny
Co spowodowało tak niską frekwencję wyborczą? Jedną z pierwszych przyczyn jest sam typ wyborów. Od lat wybory samorządowe cieszą się w Holandii dużo mniejszą popularnością niż te do ław sejmowych (w ostatnich wyborach parlamentarnych frekwencja wyniosła 78,7%). Holendrzy dość błędnie wyważają, iż wybory te nie mają dla nich aż takiego znaczenia jak te do sejmu i senatu. Potocznie uważa się, iż kwestie samorządowe odpowiadają za utrzymanie chodników w czystości itp. Ludzie zapominają, iż to na tym szczeblu są wydawane pieniądze na ich okolice, czy ustalane są plany budowlane dotyczące nowych mieszkań.
Niewiedza to jedno. Drugą kwestią jest sytuacja na świecie. Wojna na Ukrainie sprawiła, iż wybory jak i kampania wyborcza odbywały się w cieniu tragedii na wschodzie Europy. Media prezentowały nie potyczki kandydatów, a walki pod Charkowem. Lokalne gazety czy strony internetowe bardziej skupiły się na wielu akcjach pomocowych organizowanych w gminach, niż na kampanii tamtejszych kandydatów. Można więc powiedzieć, iż w tym roku Holender nie był „bombardowany” wyborczymi sloganami i działaniami profrekwencyjnymi, co zresztą widać właśnie we frekwencji.
Źródło: Nu.nl