Grzybobranie w Holandii

Jesienne deszcze połączone z ciepłą czasem jeszcze nawet letnią pogodą, zachęcają do kultywowania w Niderlandach polskiej tradycji grzybobrania. Niestety wypad z koszykiem do lasu w Niderlandach może okazać się bardzo kosztowny.

Grzybowy raj?

Teoretycznie może się wydawać, że Niderlandy to raj dla polskich grzybiarzy. Dzieje się tak z kilku powodów. Po pierwsze klimat, wysokie temperatury i opady deszczu. Wilgotność w jesiennych miesiącach sprawia, że grzyby potrafią rosnąć naprawdę duże. Po drugie Holendrzy to naród, który nie je grzybów. Ten typ pożywienia nie jest tam ani popularny, ani lubiany. Owszem czasem w sklepach można znaleźć suszone prawdziwki czy kurki, ale są to wręcz „burżujskie” dodatki do wykwintnych potraw. Oprócz nich, w sklepowych lodówkach, pojawiają się również pieczarki, ale i one nie znajdują zbyt wielu amatorów. Gusty kulinarne mieszkańców kraju tulipanów oznaczają, iż w praktyce na grzyby chodzą w Niderlandach tylko Polacy lub inni przybysze z Europy Wschodniej. Czy więc Niderlandy to grzybiarska ziemia obiecana? I tak i nie.

 

Spotkanie

Kiedyś Polak idący na grzyby do holenderskiego lasu mógł wynieść z niego kilogramy pięknych brązowych kapeluszy. Dziś jest o to trudniej. Wszystko z racji tego, że takie weekendowe hobby stało się domeną wielu naszych rodaków. Wewnątrznarodowa konkurencja to jednak najmniejszy problem. Dużo większy stanowią sami Holendrzy.

W przypadku grzybów, jagód czy choćby jeżyn dzieli nasze narody przepaść kulturowa. Wielkie znaczenie mają tutaj lata wojen i niedostatku w Polsce. Dla nas las jest miejscem, które potrafi dać nie tylko jedzenie, ale i dach nad głową. Dla Holendrów zaś to duży, trochę innych park do podziwiania przyrody. Praktycznie każdy z nas będąc kiedyś w lesie skubał jeżyny, czy poziomki. W Niderlandach takie coś wypada może dzieciom na spacerze, ale nie dorosłym. Jeśli zaś pomnożymy to przez efekt skali, to rodowity mieszkaniec Niderlandów nie zrozumie Polaka, który wynosi z „jego lasu” kilogramy grzybów, które tam rosły i tworzyły ekosystem, były pokarmem dla zwierząt.

Holender uzna to po prostu za akt wandalizmu. Czyn, którego dopuścił się ten „paskudny Polak, alkoholik” na przyrodzie, która jest tak szanowana i chroniona w tym kraju.

 

Kary

Sytuacja ta to nie tylko konflikt i pretensje oraz tłumaczenia Polaków dotyczących tego, iż grzybnia została w ziemi… Dla mieszkańców Niderlandów jest to po prostu kradzież i wandalizm.
Podejście takie ma również oparcie w przepisach. Wielu naszych rodaków zostało już ukaranych mandatami na podstawie artykułu 314 Kodeksu Karnego, mówiącego o kłusownictwie. Pod to pojęcie leśniczy bardzo często podciągają jakiekolwiek wynoszenie rzeczy z lasu. Obojętnie czy są to grzyby, jagody, upolowane zwierzęta czy drewno. Maksymalną karą za takie działanie jest mandat w wysokości 4100 euro lub nawet miesiąc pozbawienia wolności.

Grzybów, oprócz lasów, nie wolno zbierać również na łąkach czy przy drogach. Są one bowiem częścią środowiska naturalnego znajdującego się na terenie należącym do państwa i jest to kradzież.

Oprócz przepisów ogólnych straż leśna bardzo często potrafi powołać się na wewnętrzne, okręgowe regulaminy tworzone przez tamtejsze nadleśnictwa.

 

Generalnie sprawa wygląda tak, iż jeśli straż leśna złapie nas z koszem pełnym grzybów, to mamy problem. Leśnicy może przymknęliby oko, gdybyśmy mieli ze sobą jeden-dwa grzyby np. do sosu, ale kilkukilogramowy koszyk plus język polski to praktycznie murowane problemy i bolesny mandat.