Ewakuacja 500 osób w Lelystad

Ewakuacja 500 mieszkańców

W sobotni wieczór i noc straż pożarna ewakuowała ponad 500 mieszkańców dzielnicy Punter w Lelystad. Wszystko z powodu tego, iż na szesnastu ulicach tego regionu dało się czuć dziwny, przenikliwy zapach. Smród ten zaś mógł oznaczać tylko jedno, iż stojące tam budynki mogą w każdym momencie wylecieć w powietrze. 

Ewakuacja

Początkowo planowano ewakuować tylko kilka domów i przecznic wokół epicentrum dziwnego zapachu, które zlokalizowano w rejonie Punter 44. Później jednak zdecydowano się na bardziej masowe działania. Duży obszar dzielnicy został odgrodzony przez policję i służby ratownicze. Następnie zaś nakazano ewakuację wszystkich mieszkańców, w sumie 16 ulic. Władze miasta prosiły, by ludzie ci udali się do znajomych, rodziny, przyjaciół, by tam przeczekać noc. Miasto podejmując taką brzemienną w skutkach decyzję, wiedziało bowiem doskonale, iż jeśli ludziom tym nie pomogą ich bliscy, to będą musieli spędzić noc na dworze. Gmina bowiem nie dysponowała wystarczającą liczbą miejsc noclegowych. Na szczęście zdecydowanej większości ewakuowanych pomogli ich krewni. W efekcie jedynie 25 osób wymagało zakwaterowania w hotelu.

Po co to wszystko?

Co tak właściwie się stało? Czemu w sobotni wieczór policja i straż pożarna pukała do drzwi mieszkańców Punter prosząc o jak najszybsze opuszczenie domów? Wszystko z racji wspomnianego wcześniej dziwnego zapachu. Początkowo myślano, iż to ulatniający się gaz. Dochodzenie szybko jednak wskazało, iż źródłem są ścieki. W tej sytuacji straż pożarna postanowiła pobrać próbki cieszy znajdującej się w kanałach. Substancja ta trafiła do ekspertów z Narodowego Instytutu Zdrowia Publicznego i Środowiska (RIVM).  Naukowcy szybko stwierdzili, iż owa śmierdząca ciecz jest bardzo podobna swym składem do benzyny. Ma też podobne właściwości chemiczne do niej. Po tej informacji zdecydowano się na masowe wysiedlenie mieszkańców.

Niebezpieczeństwo

Każdy, kto uważał na lekcjach chemii lub miał kontakt z benzyną wie, iż jest to łatwopalna substancja, której opary są wręcz wybuchowe. Jeśli ciecz w kanałach miała takie same właściwości, istniało ryzyko wybuchu nie tylko w kanalizacji, który rozerwałaby ulicę, ale i eksplozji w domach. Opary bowiem unoszą się ku górze, prowadząc rurami do dziesiątek budynków w rejonie. Dlatego też, by zapobiec tragedii, postanowiono zastosować tak ostre środki bezpieczeństwa.

 

Czyszczenie

Gdy rejon opustoszał z mieszkańców, do akcji przystąpili strażacy. Wypompowali oni substancję z kanalizacji, a następnie rozpoczęli gruntowne czyszczenie- płukanie rur. Cała użyta do procesu woda nie trafiła do obiegu. Została zmagazynowana i czeka na poddanie gruntownemu procesowi oczyszczania.

W niedzielny poranek odczyty skażenia na niektórych ulicach były już na tyle niskie, iż do domów mogli wrócić pierwsi mieszkańcy. Nie było to jednak dane wszystkim. Co więcej, na skutek działania jednej z przepompowni ścieków, część niebezpiecznego płynu miała przedostać się poza zamknięty region. Tam jednak stężenie w ściekach nie było niebezpieczne.
Sytuacja została całkowicie opanowana dopiero po godzinie 3 w nocy w poniedziałek. Wtedy to ostatni ewakuowani mogli wrócić do swoich domów.

Znaki zapytania

Od samego początku policję i straż pożarną nurtowało pytanie jak substancja ta trafiła do kanalizacji. Służby rozpoczęły śledztwo mające na celu odpowiedzieć, czym dokładnie była ta ciesz, skąd pochodziła i ile trafiło jej do rur. Stężenie było bowiem na tyle duże, iż niemożliwe jest, by cała ta heca była efektem nieroztropnych działań jednego z mieszkańców, który np. wylałby do ścieków niepotrzebną zawartość kanistra na benzynę. Gdzieniegdzie pojawiają się plotki wskazujące,że być może były to odpady po produkcji narkotyków. To zaś oznaczałoby, iż przestępcy znaleźli nowy sposób na ich utylizację Jest to jednak mało prawdopodobne. Na początku śledztwa nie można jednak wykluczyć żadnej możliwości.