Dzielnica Czerwonych Latarni już tylko solo

Jeśli ktoś chce zwiedzić słynną Dzielnicę Czerwonych Latarni w Amsterdamie, może mieć z tym problem. Wszystko dlatego, że władze miasta zabroniły organizowania tam wycieczek z przewodnikiem. Na szczęście nadal każdy może tam się udać na własną rękę.


Atrakcje turystyczne Holandii

Turyści, jak i ludzie przyjeżdżający do Holandii do pracy, w czasie wolnym chętnie odwiedzają Amsterdam. Miasto to znane jest w całej Europie praktycznie z dwóch powodów. Pierwszym z nich są coffeshoopy, drugim słynna Dzielnica Czerwonych Latarni pełna uciech dla ciała. Oczywiście oprócz tego, w mieście znajdują się dziesiątki innych interesujących obiektów historycznych, sakralnych, muzeów, ale nie da się ukryć, że zwłaszcza większość młodych ludzi, podczas swojego pobytu w Holandii chce odwiedzić właśnie te dwa miejsca.

Najsłynniejszą dzielnicę Amsterdamu można zwiedzać już tylko samemu.

Turystów można podzielić na dwie podgrupy. Do pierwszej z nich należą ci, którzy zwiedzają na własną rękę. Wszystko chcą poznać samemu i udają się do miejsc, które ich najbardziej interesują. Drugą grupę stanowią zaś wszyscy ci, dla których wycieczka i zwiedzanie nie może obyć się bez przewodnika. To właśnie oni będą mieć obecnie niemały problem w Amsterdamie.

Z przewodnikiem nie wejdziesz

Decyzją władz miasta, Dzielnica Czerwonych Latarni została zamknięta dla zorganizowanych grup zwiedzających z przewodnikiem. Wydaje to się dość dziwne, ale wystarczy wyobrazić sobie sytuację, w której przewodnik prowadzący grupę np. 20 Japończyków, opowiada o historii i uciechach, jakie można znaleźć w domach publicznych, to z prawej, to z lewej strony. Sytuacja ta jest nie tylko irracjonalna, ale również bardzo niezręczna dla pracującego tam personelu. Wiele kobiet i tak już wystarczająco często narażony jest na szykany, czy obraźliwe zachowania ze strony turystów.

Jak wypowiada się wielu tamtejszych właścicieli, w sezonie proceder ten przybierała wręcz groteskowe rozmiary, gdy przed niektórymi budynkami potrafiło zatrzymać się czasem nawet do 30 grup w ciągu godziny. Nikt nie ukrywa, że z racji turystów, dzielnica ta straciła wiele z jej historycznej intymności. Obecna skala zwiedzających jest zbyt duża. Inną sprawą jest to, że tak duże, zorganizowane grupy mogły krępować nie tylko pracujący tam personel, ale również klientów. Mało kto bowiem chce wejść do środka, jak patrzy na niego cała grupa ludzi stojących akurat przed budynkiem. Sprawą otwarta jest również to, że samotny turysta łatwiej da się skusić urokom i pozwolić sobie na relaks, niż osoba z grupy zorganizowanej, którą cały czas ponagla przewodnik.

Turystyczna rewolucja

Władze miasta w swoim uzasadnieniu, wskazują, że Holandia już dawno weszła w XXI wiek i nie można pozwolić, by z prostytucji robić atrakcję turystyczną. Ponadto zastanawiają się, czy podobnych działań nie przenieść na kwestie związane z alkoholem. To zresztą niejedyne, rewolucyjne pomysły władz dotyczące turystyki w Amsterdamie w ostatnim czasie. W 2018 roku wprowadzono system licencjonowania przewodników. Oznacza to, że aby móc oprowadzać wycieczki, człowiek musi iść na specjalny kurs i zdać odpowiedni egzamin. Ma w ten sposób uzyskać znak jakości. Ponadto zmniejszono grupy, do 15 osób. Nie zobaczymy więc długich procesji oprowadzanych przez człowieka z parasolką. Wszystko po to, by uniknąć patologii na tym polu, na którym w przyszłości zostaną najprawdopodobniej podniesione podatki z biletów odprowadzane do miasta przez przewodników.