Dzieciobójczyni wpada w ręce policji
Wydarzenia te wstrząsnęły holenderską opinią publiczną. W październiku 2014 roku w Slotermeer, w Amsterdamie odnaleziono noworodka, w podziemnym kontenerze na śmieci. Kim była matka i co ją skłoniło do tak desperackiego czynu? Było zagadką przez 7 lat. W połowie kwietnia tego roku udało się ją jednak aresztować w Niemczech i postawić teraz przed niderlandzkim wymiarem sprawiedliwości.
Niemowlaka, małą dziewczynkę mającą nie więcej niż kilka tygodni, odnaleziono w niedzielny poranek, 26 października 2014 roku, o godzinie 4:15. Dziecko najprawdopodobniej by nie przeżyło, gdyby nie to, iż jego płacz usłyszał przypadkowy przechodzień. Niemowlę uratowano, policja zaś zabezpieczyła miejsce odnalezienia małej, poszukując śladów mogących doprowadzić do namierzenia matki. Funkcjonariusze nie znaleźli zbyt wiele. Dysponowali tylko odciskiem palca. By jednak połączyć go właścicielką, trzeba było czekać prawie siedem lat.
Aresztowanie
Matkę zatrzymano dopiero w tym roku, w połowie kwietnia. Aresztowanie było możliwe dzięki temu, iż w niemieckiej bazie danych odcisków palców pojawił się identyczny zapis. W porównaniu jednak do holenderskiego oprócz odcisku Niemcy posiadali jeszcze dane jego właścicielki łącznie z adresem zamieszkania. W efekcie niemieccy funkcjonariusze po przeprowadzeniu procedury ekstradycyjnej przekazali kobietę holenderskim organom ścigania w maju tego roku. Podejrzana trafiła momentalnie do aresztu przedprocesowego. Prokuratura postawiła jej bowiem zarzut usiłowania dzieciobójstwa.
Kim jest matka?
Kobieta pojawiła się po raz pierwszy w sądzie 2 sierpnia, kolejny raz zjawi się w nim zapewne 17, na kolejnej rozprawie pro forma. Kiedy jednak w sprawie będzie mieć miejsce pierwsze posiedzenie merytoryczne? Tego jeszcze nie wiadomo. Pewne jest jednak, iż najprawdopodobniej do końca procesu obecnie 31-letnia kobieta nie wyjdzie z aresztu. Po pierwsze dlatego, iż ciążą na niej zbyt ciężkie zarzuty. Po drugie jest to osoba bez stałego miejsca zamieszkania i pobytu w Holandii. To zaś sprawia, iż ewentualne złagodzenie środka zapobiegawczego mogłoby doprowadzić do tego, iż oskarżona znów zniknęłaby na długie lata.
Nie porzucenie, a usiłowanie dzieciobójstwa
Dlaczego w tej sprawie mówimy o usiłowaniu dzieciobójstwa, a nie porzuceniu? W podobnym przypadku, z lutego tego roku, sąd skłaniał się jednak ku temu drugiemu. Wszystko wynika bowiem z otoczki. Jak wspominała policja i strażacy, którzy zeszli do kosza i wyciągnęli dziecko, to było tam po prostu rzucone jak odpad. Dziewczynka nie znajdowała się w torbie, nie była owinięta w śpioszki tak, by zachować ciepło. Nie została też delikatnie włożona do kosza. Zdaniem śledczych wszystko wyglądało tak jakby kobieta wyrzuciła ją jak zwykłego śmiecia. Dziewczynka najpewniej zginęłaby od samego upadku, szczęśliwie było krótko przed wywozem nieczystości i niemowlak nie spadł z dużej wysokości. Kobieta musiała jednak liczyć się z jej ewentualną śmiercią.