Dzieci płoną żywcem w Brabancji

Dwoje chłopców spłonęło żywcem w pożarze, jaki strawił dom w wiosce Strijbeek, w Brabancji. Na skutek ognia poważnie ucierpiała również babcia i ojciec 6 i 9-latka uwięzionych w płonącej pułapce.

Pożar wybuch na kilka chwil przed północą w małym drewnianym domku przy Daesdonckseweg, w pięknym zalesionym terenie we wsi Strijbeek. Z racji na lekkość konstrukcji wykonanej tylko i wyłącznie z drewna i mnogość łatwopalnych mebli wewnątrz, już po kilku chwilach pożoga ogarnęła cały budynek. Przybyli o godzinie 23:45 na miejsce strażacy mieli przed sobą małe „piekło na ziemi”. Płomienie buchały już wysoko nad dach, a cała budowla nie przypominała domku letniskowego, a wielkie ognisko.

 

Podczas pożaru w domu przebywało kilka osób. Była to rodzina pochodząca z Rotterdamu i kolega jednego z chłopców mieszkający w Strijbeek. Z ognia udało się uciec kobiecie i jednemu dziecku. Pozostała dwójka została w budynku. Z pomocą, jeszcze przed przyjazdem policji i straży, starali się przyjść ojciec (mąż kobiety) i babcia jednego z będący w domu dzieci. Niestety ogień okazał się zbyt silny. Dorosłym nie udało się wynieść malców. Oboje z dużymi poparzeniami zostali zabrani przez pogotowie do szpitala.

Dwójka dzieci w wieku 6 i 9 lat spłonęła żywcem w domku letniskowym znajdującym się na obrzeżach wioski Strijbeek.

 

Tragizm

Ogień był tak silny, iż do budynku nie udało się nawet wejść ubranym w specjalne ognioodporne mundury strażakom. Jedyne co więc zostało, to gasić pożar i mieć nadzieję, iż malcom udało się jakimś cudem wydostać. Z tego też względu w czasie gdy strażacy walczyli z ogniem, policja z psami przeszukiwała okolicę. Nadzieja podpowiadała bowiem, że gdzieś w lesie okalającym dom mogą kryć się przestraszeni i poparzeni chłopcy. Funkcjonariusze przeszukiwali więc coraz większy obszar, niestety bez rezultatów.

Szansę na szczęśliwe zakończenie definitywnie pogrzebali strażacy, pozbawiając nadziei rodziców 6 i 9 latka. Gdy w końcu udało im się ugasić pożar i wejść do szczątków budynku odnaleźli w nim zwęglone malutkie ciała na pierwszym piętrze. Wszystko wskazuje na to, że pożarł dopadł chłopców, gdy spali.

 

Dochodzenie

Pomimo, iż nic nie wskazuje na to, by ta tragedia miała znamiona przestępstwa, policja wszczęła dochodzenie. Funkcjonariusze zaznaczają jednak, iż nie szukają mordercy czy podpalacza. Nie zrzucają też winy za pożar na żadnego z domowników. Dochodzenie jest bowiem standardową procedurą mającą miejsce zawsze, gdy koś umiera w sposób nienaturalny. Teren został więc ogrodzony i na miejscu pracują technicy. Śledczy najprawdopodobniej ustalą przyczynę pożaru i zakończą swoje działania za kilka dni, umarzając postępowanie, wskazując na nieszczęśliwy wypadek. Sytuacja może się jednak zmienić diametralnie, jeśli okaże się, iż w sprawę pożaru zamieszane są osoby trzecie. Na chwilę obecną, jak pisaliśmy, nie ma jednak ku temu żadnych przesłanek.