Dwukołowy problem w Holandii – hulajnogi elektryczne

Duże holenderskie miasta zaczęły borykać się z takim samym problemem co Wrocław, Kraków, Gdańsk czy Warszawa. Tamtejsze drogi i ścieżki rowerowe zalała fala użytkowników elektrycznych hulajnóg, które stanowią potężne zagrożenie nie tylko dla swoich kierowców, ale też pieszych i innych uczestników ruchu.

Po co chodzić skoro można jeździć

Informacje z Holandii nie odbiegają zbytnio od tego, co widzimy na ulicach naszych miast. Z każdym dniem w Amsterdamie czy Hadze przybywa użytkowników hulajnóg elektrycznych. Zgodnie z maksymą "Po co chodzić skoro można jechać". Jest wygodnie, szybko i ekologicznie. Maszyny te są na tyle przyszłościowe, że nawet marki takie jak BMW, Hyundai, Mercedes-Benz, Peugeot, Seat i Renault wprowadzają do oferty takie dwukołowce. Kwestia tego typu środków lokomocji to jednak nie tylko problem polskich czy holenderskich miast. Fala hulajnóg przelewa się przez Europę. W Paryżu naliczono ich ponad 20 000, w Wiedniu 10 000. Maszyny te wszędzie święcą tryumfy, a praktycznie w każdym dużym mieście Starego Kontynentu można znaleźć punkty wypożyczające tego typu środki transportu.

Problemy władzy

To, co jednak podoba się użytkownikom, spędza sen z powiek władzom. Niderlandzkie samorządy mają z hulajnogami elektrycznymi nie lada problem. Przepisy nie nadążają bowiem za rzeczywistością na ulicach. Jednoślady te nie powinny poruszać się po holenderskich drogach, ponieważ nie są dopuszczone do ruchu na podstawie przepisów ministerstwa infrastruktury. Problem jednak, iż mało kto bierze to pod uwagę. Dlatego też hulajnogi pędzą po ścieżkach rowerowych i drogach publicznych. To zaś niesie za sobą ogromne niebezpieczeństwo.

Potencjalne zagrożenie

Ten jednoślad, na malutkich kółeczkach, potrafi bowiem rozpędzić się do prędkości 25 kilometrów na godzinę, a przy tym jest całkowicie bezgłośny. Oprócz tego, z powodu braków przepisów, nie trzeba na nim jeździć w kasku. To zaś wystarczy, by w razie wypadku użytkownik hulajnogi doznał poważnego uszczerbku na zdrowiu. W razie kolizji zaś z rowerzystą czy pieszym (sprzęt taki z racji luki prawnej może jechać nawet po chodniku), konsekwencje będą bardzo przykre i bolesne dla obu uczestników incydentu.

Egzekwowanie przepisów

Teoretycznie sprawą hulajnóg w Holandii mogłaby się zająć tamtejsza policja. Funkcjonariusze jednak zapowiedzieli już, iż pogoń za kierowcami tego typu środków lokomocji nie będzie priorytetem. Zresztą mundurowi mogliby ścigać tylko tych kierowców, którzy wjechali hulajnogą na drogę. Ci jeżdżący po ścieżce rowerowej czy chodniku byliby praktycznie bezkarni, tak jak ma to miejsce np. w wielu polskich miastach.

 

By więc uregulować tę coraz bardziej palącą kwestię, władze proponują uznanie hulajnóg elektrycznych jako motorynki o maksymalnej mocy 4 kW, które nie jadą szybciej niż 25 kilometrów na godzinę. Wtedy też służby porządkowe miałyby punkt zaczepienia, gdyby kierowca takiego jednośladu łamał przepisy. Zanim jednak to nastąpi minie jeszcze wiele czasu.