Chcieliby zamknąć granice Holandii przed migrantami

zamknąć granice Holandii dla migrantów

To nie żart. W krainie tulipanów coraz głośniej mówi o tym, by zamknąć granice Holandii dla migrantów. Przedstawiciele VVD chcieliby mieć możliwość stworzenia „mini-Schengen”. Co to oznacza dla Polaków, Węgrów, Rumunów czy innych gastarbeiterów chcących pracować w krainie tulipanów?

Ekonomia, a nie wirus zamyka granice Holandii

W opublikowanej wczoraj wiadomości możemy przeczytać, iż partia VVD chciałaby, aby rząd mógł zamykać granice Holandii dla przyjezdnych spoza najbliższego sąsiedztwa. Chodzi tu w głównej mierze o migrantów. Poseł Bente Becker wskazuje, iż takie działania mają pomóc w zabezpieczeniu Królestwa Niderlandów. Nie byłoby w tym może nic dziwnego i oburzającego, jeśli chodziłoby o zagrożenie wywołane COVID-19. Wiele państw decydowało się bowiem na tak skrajne działania, by uniknąć rozprzestrzeniania się pandemii. Sęk jednak w tym, iż słowa posła dobitnie pokazują, że owo „zagrożenie” ma zupełnie inne podłoże. „Istnieje duże ryzyko dla naszego kraju, iż w czasach kryzysu przyjeżdża tu wielu migrantów ze względu na nasz dobrobyt”.

 

„mini-Schengen”

Holenderscy politycy chcieliby więc wprowadzić coś, co można nazwać „mini-Schengen”. Granice Królestwa Niderlandów byłyby otwarte tak jak dawniej tylko dla małej grupy państw o podobnym statusie ekonomicznym i politycznym. Przykładem mogłyby być tu Niemcy, Belga i Francja. Rozwiązanie to zapewniłoby, iż rynek nie zostałby zalany przez tanią siłę roboczą i Holendrzy mogliby łatwo znaleźć pracę dla siebie i podnosić się po kryzysie gospodarczym. Dzięki ścisłej kontroli nikt nie musiałby konkurować o etat z tańszymi migrantami. Migranci też nie drenowaliby budżetu państwa wydawanymi im zasiłkami.

 

Francuska idea

Co ciekawe pomysł „mini-Schengen” nie pochodzi z Holandii, a z Francji. Po raz pierwszy wspomniał o nim francuski prezydent Macron w odpowiedzi na atak w Nicei, którego dopuścił się Tunezyjczyk. Francuzowi chodziło o zacieśnienie granic, z racji między innymi na terroryzm i to, że migranci lądujący na plażach Włoch, mogą praktycznie bez kontroli poruszać się po całej Unii. Co bardziej jednak, konserwatywni holenderscy politycy uznali to za dobry pretekst antyemigranckiej polityki.

Granice Holandii zamknięte, ale nie dla nas

Premier Holandii – w dużej mierze podziela ten pogląd. Wskazuje jednak, iż należy podejść do niego pod kątem widzenia Francji. Migracji z Europy środkowej to bowiem nie zagrożenie, a często motor gospodarki Niderlandów. W przypadku zaś przybyszy z Afryki i Bliskiego Wschodu trzeba faktycznie powziąć stosowne decyzje. Holenderski system azylowy jest bowiem „bankrutem”. Przyjmuje on setki osób, które przebywają w kraju pomimo, iż 2/3 z nich nie ma prawa do azylu. Sytuacja wymaga więc podjęcia działań naprawczych, przeprowadzenia reform. Te zaś miałby dotyczyć nie tylko samej krainy tulipanów, ale też Unii jako całości.

Polityka migracyjna nie istnieje

Królestwo Niderlandów nie zgadza się choćby na nową procedurę emigracyjną. Ta zakłada, iż migrant z co najmniej 20% szansą na azyl zostanie wpuszczony na teren UE. Zdaniem niderlandzkich polityków zbyt mocno otworzy to wrota wspólnoty. Ludzie, którzy dostaną się na teren Unii albo natychmiast znikną, albo wybiorą najbogatsze kraje. Tam zaś maksymalnie obciążą system socjalny, doprowadzając do poważnego kryzysu ekonomicznego.

Przy nich polski czy rumuński migrant zarobkowy jest witany niemal z otwartymi rękami. Ten bowiem, w porównaniu do wielu przybyszy z Afryki czy Bliskiego Wschodu, chce pracować i tylko w tym celu przybył.