Chcieć to móc, ale nie u totalizatora sportowego

UEFA ukarała AZ Alkmaar po meczu z Legią Warszawa

Chcieć to móc, maksyma ta przyświeca wielu trenerom personalnym. Faktycznie sprawdza się ona przy diecie, na siłowni czy przy innych formach samorozwoju. Niestety uwierzył w nią pewien gracz totalizatora sportowego, który był przekonany, iż wygrał 143 000 euro. Wiara w to, iż nie tyle może wygrać, a że wygrał, zaprowadziła go przed sąd.

Sąd w Bredzie orzekał w sprawie z 2020 roku. Trzy lata temu w lipcu Holender postawił 30 euro, obstawiając wynik meczu. Zadaniem hazardzisty było przewidzieć, która drużyna będzie prowadzić po pierwszej połowie i czy obie grające ze sobą drużyny strzelą gola. Pytanie na zakładzie brzmiało „kto wygra pierwszą połowę i czy obie drużyny strzelą gola”.

 

Interpretacja

Opis ten brzmi nieco dziwnie. Można go rozumieć na wiele sposobów. Tak też było z mężczyzną, który w tym tygodniu stanął przed sądem. Jak wskazał sędziemu, on zrozumiał to w następujący sposób: kto wygra pierwszą połowę, kto strzeli w pierwszej połowie i czy obie drużyny strzelą gola w całym meczu. Holender obstawił więc zakład i ku jemu niezmiernemu szczęściu jego prognozy okazały się trafne. Uznał więc, że na jego konto powinno wpaść 143 159,10 euro.

 

Nic nie dostaniesz

Totalizator sportowy miał jednak inne zdanie w tej kwestii, wskazując, iż mężczyźnie nie należy się ani cent wygranej. Bukmacher wyjaśnił to w następujący sposób, zdobycie punktów przez obie drużyny liczyło się również w pierwszej połowie (a nie jak myślał obstawiający w całym meczu). W efekcie zakład nie był pełny, więc ponad 140 tysięcy euro się nie należy.

 

Zła interpretacja

Ot zła interpretacja, brak czytania ze zrozumieniem. To może się zdarzyć. Sęk w tym jednak, iż obstawiający się tego obawiał, więc wcześniej zapytał się przez telefon pracownika totalizatora. Holender dzwonił tak dwa razy. Po uzyskanych informacjach obstawił, wygrał i jego zdaniem został oszukany. Zgłosił więc sprawę do sądu. W końcu jemu te pieniądze się należą.

Nie należą

Sąd podczas procesu przyjrzał się zapisom rozmów mężczyzny. Po ich przesłuchaniu sąd nie miał wątpliwości. Pracownicy w rozmowach wspominali o pierwszej połowie. Czyli informowali tak, jak wynikało z zapisów zakładu. Nie wprowadzili gracza w błąd. Dlatego też, mimo iż może sam zapis, samo określenie było źle sformułowane, to pracownicy infolinii wyjaśnili mężczyźnie całą sprawę.

 

Myślenie życzeniowe

Sąd więc wskazał, iż wygrana Holendra to typowe myślenie życzeniowe, liczy, że wygra, więc robi wszystko i odbiera wszystko w taki sposób, by pasowało do jego wizji. Niestety rzeczywistość nie jest dla niego tak radosna. Sąd nie miał wątpliwości i przyznał racje totalizatorowi, który nie wypłacił mu pieniędzy.
Holender nie wyszedł więc z sali sądowej jako bogacz. Nie wyszedł też z tym samym stanem posiadania. Z racji tego, iż przegrał on wytoczony przez siebie proces musi opłacić koszty sądowe -10 tysięcy euro.

 

Źródło:  AD.nl