Bomba w sklepie nocnym w Osdorp, w Amsterdamie

Pechowy bomber, czyli człowiek pochodnia

Około godziny 3:30 w nocy z piątku na sobotę doszło do eksplozji w sklepie nocnym w dzielnicy Osdorp, w Amsterdamie. Policja na chwilę obecną nie chce powiedzieć, co stanowiło materiał wybuchowy.

Głośny huk i policyjne syreny, w oknach mieszkań zaś czerwono-niebieskie rozbłyski światła. Mieszkańcy Pieter Calandlaan nie mogli zaliczyć tej nocy do udanych.

Bomba przed sklepem

Eksplozja spowodowała uszkodzenie szklanej elewacji budynku przy sklepie nocnym. Przybyła na miejsce policja zamknęła całą ulicę szczelnym kordonem bezpieczeństwa. Później do akcji weszły jednostki EOD, czyli patrolu saperskiego. Jego oficerowie mieli sprawdzić, czy teren jest bezpieczny i zebrać ewentualne pozostałości po bombie. Wszystko po to, by ustalić nie tylko jaki materiał wybuchowy posłużył do przygotowania ładunku, ale też zidentyfikować sposób budowy, który może, np. zdradzić twórcę danego IED (improwizowanego ładunku wybuchowego). Wątpliwe bowiem, by była to bomba, w której użyto klasycznego ładunku wybuchowego, uszkodzenia były bowiem zbyt małe.

Służby prowadziły działania na miejscu do rana.

 

Dwie osoby i skuter

Świadkowie, którzy znajdowali się w okolicy, na krótko przed eksplozją wskazują, iż widzieli dwie osoby na skuterze. Rewelację taką przedstawił w sobotę AT5. Policja jednak oficjalnie dystansuje się od tej wiadomości. Oficerowie stwierdzają jedynie, iż śledztwo trwa, a na chwilę obecną nikt nie został zatrzymany w sprawie wybuchu.

 

Zastraszenie?

Dwie osoby na skuterze w Amsterdamie -  informacja tego typu bardzo często pojawiała się, gdy była mowa o eksplozjach bankomatów, które swego czasu w stolicy, jak i w całych Niderlandach były istną plagą. Wielu przestępców wpuszczało do urządzeń gaz lub umieszczało ładunki domowej roboty w „kieszeniach” wpłatomatów. W tym przypadku trudno jednak doszukiwać się jakiejś analogii. Włamanie do sklepu za pomocą eksplozji jest bowiem mało prawdopodobne. Akcja ta wzbudza bowiem zbyt dużą uwagę. Możliwe więc, iż miała to być próba zastraszenia właściciela lub działania konkurencji. Policja nie wyklucza żadnej możliwości, łącznie z prywatnymi zatargami właścicieli. Sytuacje tego typu nie są bowiem niczym nowym w stolicy. Wiele sklepów pada tam ofiarą podpaleń czy strzałów. Raptem parę dni temu nieznani sprawcy ostrzelali zakład fryzjerski w dzielnicy West. Tam na szczęście, tak jak i tu, nikt nie został ranny.