Balon rozbija się w Roermond

Do niecodziennego wypadku doszło w okolicy Roermond. Cztery osoby zostały ranne podczas wypadku… balonu. Ta majestatyczna machina latająca musiała awaryjnie lądować na Veestraat.

Bezpieczny sport?

Baloniarstwo to wspaniały i wydawać by się mogło, z pozoru bardzo bezpieczny sport. Obecne czasze nie są napełniane wodorem sprawiającym, iż maszyna staje się latającą bombą, a rozgrzanym powietrzem, które dzięki swoim właściwościom fizycznym jest lżejsze, niż otaczające je zimne masy gazu poza czaszą i unosi się w górę. W takiej sytuacji, jeśli nie dojdzie do dużego rozdarcia powłoki, nic złego nie może się stać. Ewentualnie balon w przypadku braku gazu w butli, niezbędnego do podgrzewania, będzie stopniowo wytracał wysokość. Co więc wydarzyło się nad Roermond?

Awaryjne lądowanie

Według rzecznika straży pożarnej za tę katastrofę lotniczą odpowiada pogoda, a konkretniej burza z piorunami, która „zaatakowała”, gdy maszyna znajdowała się w powietrzu. Widząc, iż warunki atmosferyczne pogarszają się z minuty na minutę, baloniarze starali się posadzić maszynę w sąsiednim Swalmen. Próba ta jednak się nie udała. Balon musiał wzbić się w powietrze, by chwilę później mocno przyziemić na Veestraat, na obrzeżach wioski.

Ogromny balon ląduje awaryjnie niedaleko Swalmen.

 

Świadkowie, którzy widzieli drugą próbę lądowania, mówili że balon został dosłownie przygnieciony ulewnym deszczem. Załoga wpadła w kłopoty i mocno zniżyła lot. W pewnym momencie kosz wręcz uderzył w ziemie. Było to twarde, ale jednak dość bezpieczne lądowanie. Niestety mocne podmuchy wiatru sprawiły, że kosz się przewrócił i wraz z balonem został pociągnięty jeszcze przez (w zależności od zeznań), 100 lub nawet 200 metrów. To właśnie w rezultacie tego ciągnięcia po ziemi, załoga znajdująca się w koszu została ranna.

Ofiary

Na miejsce natychmiast wysłano jednostki pogotowia. Na szczęście okazało się, że baloniarstwo jest dużo bezpieczniejsze od lotów samolotem. Pomimo tego, iż same lądowanie miało dramatyczny przebieg, to załoga opuściła kosz o własnych siłach. Cała czwórka nie wymagała specjalistycznej pomocy lekarskiej. Wszystko skończyło się na siniakach i obdarciach, które ratownicy opatrzyli na miejscu.

 

Policja nie zdradza, skąd pochodzi załoga maszyny latającej oraz jaki był ich cel podróży. Nie wiadomo również, czy sam balon został uszkodzony podczas tego przymusowego przyziemienia.