Atak nożownika w Amsterdamie był winą lekarzy?
Czy za atak nożownika, w którym to w maju tego roku rannych zostało pięć osób, w tym jedna śmiertelnie, nie odpowiada tylko sam nożownik? Wiele wskazuje na to, iż do całej tej sytuacji by nie doszło, gdyby nie zaniechania personelu medycznego.
W piątkowy wieczór, 21 maja, Mustapha S. zaatakował nożem pięć osób na Ferdinand Bolstraat w Amsterdamie. Czterech poszkodowanych, w wieku od 21 do 28 lat, przez pewien czas z racji na odniesione obrażenia musiało przebywać w szpitalu. Mieszkańcy Amsterdamu i Haarlemu jednak przeżyli. Tyle szczęścia nie miał niestety 64-letni mieszkaniec stolicy, który zmarł z powodu odniesionych obrażeń.
Sprawcę tego ataku złapano i oskarżono o usiłowanie zabójstwa i zabójstwo.
Głosy
Gdy sprawa trafiła przed holenderski wymiar sprawiedliwości, okazało się, iż występuje w niej jeszcze jedna ofiara. Jest nią, zdaniem obrońcy, sam nożownik. Prawnik przedstawia bowiem historię swojego klienta jako ofiary systemu i zaniechań, które doprowadziły do tego, iż człowiek ten znalazł się z nożem na ulicy i żądzą mordu w oczach.
Dawno, dawno temu…
Sprawa ta zdaniem obrońcy miała swój początek nie 21 maja, ale dużo wcześniej. S. miał cierpieć na depresję i stany lękowe. Jego obawy o zdrowie i życie wzrosły, gdy jak wspominał oskarżony, zaczął słyszeć głosy w swojej głowie. W tej sytuacji mężczyzna udał się do lekarza pierwszego kontaktu. Ten nie zrobił nic, tylko wysłał go do poradni zdrowia psychicznego. Tam zdiagnozowano zaburzenie psychotyczne, ale zdaniem lekarzy nie było niebezpieczeństwa agresji. S. przepisano leki przeciwpsychotyczne.
Wizyta kontrolna
Po pewnym czasie oskarżony udał się na wizytę kontrolą. Tam stwierdzono, iż stan mężczyzny się poprawił, mimo iż nadal słyszał głosy w swojej głowie. Mieszkaniec Amstelveen otrzymał kolejną dawkę lekarstw. Oprócz tego medycy, z racji na chęć wyjazdu pacjenta do Egiptu na pół roku, zamknęli jego sprawę, z zaleceniem pojawienia się u psychiatry przed wyjazdem.
Odbijanie piłeczki
Podejrzany nie pojechał do Egiptu jednak na pół roku, a 7 tygodni. Gdy wrócił, poszedł do lekarza pierwszego kontaktu, ponieważ czuł się gorzej z racji tego, że skończyły mu się leki. Ten jednak skierował go do poradni zdrowia psychicznego. Gdy tam się udał, medycy stwierdzili, że jego sprawa jest już zamknięta i jeśli chce on cokolwiek uzyskać, musi udać się po skierowanie do lekarza rodzinnego i zacząć całą procedurę od początku. W efekcie człowiek z poważnymi problemami psychicznymi został bez leków.
Próba samobójcza
21 maja, zanim S. zaczął dźgać przypadkowych ludzi, dokonał nieudanej próby samobójczej. Później zaś, jak wskazują świadkowie, chodził jak zombie, w transie dźgając napotkanych przechodniów. Mężczyzna miał wyglądać tak, jakby ktoś wyprał mu mózg, jakby nie wiedział co robi, jego oczy były puste.
To nie jego wina
W efekcie dla obrony nie jest to morderca a ofiara. Chory psychicznie człowiek, który nie dopuściłby się takich czynów, gdyby dysponował odpowiednimi lekami. Prawnik S. wskazuje ponadto, iż oskarżonemu jest bardzo przykro z racji tego co zrobił. Co więcej, jego czyny jeszcze bardziej pogłębiły jego depresję i miała miejsce kolejna próba samobójcza. Mężczyznę trzeba więc otoczyć opieką i leczyć, a nie karać.
Co ciekawe prokuratura nie odrzuca tego podejścia. Wskazując, iż badania psychiki S. nadal trwają. Nie wiadomo więc, czy będzie można go faktycznie winić za popełnione czyny.
A wystarczyłoby wypisać receptę…