Alternatywne leczenie coraz popularniejsze i… groźniejsze

Internet to potęga. Niestety może on służyć zarówno w dobrym, jak i złym celu. Jak podaje De Volkskrant, w ostatnich latach właśnie dzięki sieci, bardzo rozrosła się wszelka medyczna „alternatywa”.

Niezadowolony pacjent

Pomimo, iż żyjemy w drugiej dekadzie XXI wieku, nadal musimy mierzyć się z wieloma chorobami, na które jeszcze nie znaleźliśmy lekarstwa. W takiej sytuacji lekarze starają się łagodzić objawy i podawać środki pozwalające zachować pacjenta jak najdłużej, w jak najlepszej formie. Jest to jednak tylko i wyłącznie walka z objawami choroby, która prędzej czy później i tak pokona pacjenta. Dlatego diagnoza taka jak rak, HIV, czy choćby borelioza lub stwardnienie rozsiane dla wielu brzmi jak wyrok. Człowiek jednak z natury jest wojownikiem i mało kto, przynajmniej na początku swojej choroby chce się poddać. Gdy pacjent dowiaduje się, że jego diagnoza nie rokuje zbyt dobrze, często pojawia się gniew. Złość ta pogłębia się jeszcze bardziej w sytuacji pierwszych kuracji, które zamiast leczyć dają tylko chwilową ulgę. Chory postanawia więc działać, puki to jeszcze możliwe.

Internet

Działanie to polega najczęściej na poszukiwaniach w internecie nowych, alternatywnych metod leczenia. Bardzo szybko okazuje się, że faktycznie istnieją inne kliniki, lecznice, które z powodzeniem "leczą" np. SM. Problem jednak w tym, że pomoc ta oczywiście jest płatna, a fundusz zdrowia Holandii nie pokrywa kosztów takich niesprawdzonych „egzotycznych” metod. W tym momencie wielu chorych postanawia sprzedać cały swój dobytek i rozpocząć zbiórki na stronach crowdfunding tylko po to by udało się zdobyć bilet do Gwatemali, Zimbabwe lub w inne miejsce, gdzie mają cudowne lekarstwo lub żyje uzdrowiciel.

Wiele egzotycznych terapii ma na celu jedynie odchudzenie portfela chorego.

 

Strzał w kolano

Według Holenderskiego Stowarzyszenia Zawodowego Onkologów i Neurologów coraz większa ilość zbiórek pieniędzy na alternatywne, niesprawdzone metody leczenia, pokazuje ogromną desperację pacjentów. Zdaniem lekarzy chorzy w swojej złości nie rozumieją, że podróż na drugi koniec świata do lokalnego znachora, czy małej kliniki raczej tylko pogorszy ich stan zdrowia. Wielu bowiem "cudotwórców" oferujących kurację na wszystko to zwyczajni oszuści. Żerują tylko na cierpieniu chorych i chcą po prostu wyciągnąć od nich jak największe ilości gotówki. Problem ten jest o tyle poważny, że ludzie wybierający takie alternatywne metody leczenia często porzucają obecnie stosowaną terapię. To zaś kończy się gwałtownym pogorszeniem stanu zdrowia.

 

Ograniczać?

Jak już kiedyś pisaliśmy na naszej stronie, wiele portali crowdfundingowych blokuje zbiórki na rzecz antyszczepionkowców, uznając je za szkodliwe społecznie. W przypadku jednak alternatywnych sposobów leczenia, brak jest jednoznacznych dowodów, iż są lub nie są skuteczne. To zaś pozwala łatwo gromadzić środki. Ponadto, jak dodają sami właściciele tychże serwisów, powstały one po to, by dawać ludziom szanse na spełnienie swoich marzeń. Szansy takiej nie można odbierać ludziom, zwłaszcza chorym. Tym bardziej, jak zauważają twórcy portali, to nie kliniki zbierają na siebie i swoje niecodzienne metody leczenia, a chorzy na swoją rekonwalescencję.

Wszystko wskazuje więc, że proceder ten nadal będzie trwał w najlepsze.