Akcja rozbrojenia Holendrów w Hadze

Terrorystka pracuje w kluczowej instytucji w Holandii

Policja w Hadze przeprowadziła w dniach od 17 do 22 maja bardzo ciekawą akcję, która daje dużo do myślenia. Na czym ona polegała? Chciano doprowadzić do rozbrojenia Holendrów.  Funkcjonariusze przygotowali specjalne pojemniki, do których mieszkańcy miasta mogli bezkarnie wrzucić broń. Wyniki zszokowały funkcjonariuszy. 

5 dni

Zwykle policja, gdy złapie człowieka z bronią, może on liczyć się z problemami. Pojawiają się pytania skąd ją ma, do czego jej użył, kim jest itd. Bardzo często za nimi idą prokuratorskie zarzuty. Nie dziwi więc, iż przestępcy, jak i zwykli obywatele chowają takie sprzęty po szafach, strychach czy garażach. Gdy zaś znajdują je dzieci, czasem dochodzi do tragedii. Zresztą im więcej broni w społeczeństwie, tym groźniejsza staja się sytuacja. Bez niej, podczas bójki dwójka ludzi może co najwyżej wybić sobie zęby. Z nią ławo zaś o ciężko rannych czy ofiary śmiertelne. Widać to zresztą choćby po wydarzeniach z ostatnich miesięcy, gdzie wielu ludzi (w tym też i nastolatków), odniosło obrażenia od noży czy broni palnej.

Jak w bibliotece

Na czym polegała cała akcja. Na każdej komendzie lub przed wejściem do niej postawiono specjalne kosze na broń. Tam każdy, kto chciał, mógł wrzucić pistolet, kastet, nóż, maczetę, granat (oczywiście z zawleczką) i inne tego typu rzeczy. Działało to trochę jak abolicja w bibliotece. Jeśli oddało się broń w tym czasie, nikt o nic nie pytał, nikt nikogo nie legitymował czy spisywał.

Rezultaty

Policja liczyła, iż przez 5 dni akcji uda się zebrać 100 może 200 czy maksymalnie 300 sztuk broni. Gdy jednak podliczono wszystkie egzemplarze, doszło do niemałej konsternacji. Mundurowi z jednej strony mogli odtrąbić sukces, z drugiej zaś sytuacja nie wyglądała zbyt różowo. Policji przekazano 669 stuk broni i innych niebezpiecznych przedmiotów. Wśród nich znajdowały się głównie noże i pistolety, trafiały się również też i rarytasy jak sprzęt do odbierania życia z okresu II Wojny Światowej.

 

Dwie strony medalu

Policja mówi o fantastycznym wyniku, ciesząc się, iż każda broń, która znika z ulic to mniejsze ryzyko tragicznych wydarzeń w Hadze. Z drugiej strony funkcjonariusze nie mają złudzeń, iż sprzęt ten oddawały osoby, które faktycznie chcą się go pozbyć, ponieważ im „ciąży”. Czują zagrożenie i odpowiedzialność związane z posiadaniem tego typu przedmiotów. Bandyci zaś, którzy wykorzystują broń na co dzień, raczej dobrowolnie jej nie oddadzą. Pistolet bowiem to często ich „narzędzie pracy”, pozwalające na łatwy łup. W efekcie obecna sytuacja, zdaniem niektórych analityków, oprócz sukcesu pokazuje, jak bardzo nasycone tego typu sprzętem jest niderlandzkie społeczeństwo.

 

Rekordzista

W tym samym czasie podobną akcję przeprowadzono również w Amsterdamie, IJsselland i Rijnmond oraz Rotterdamie. Tam jednak wyniki były dużo mniej okazałe. W tym ostatnim wymieniony mieście ludzie oddali „tylko” 250 sztuk broni.