34-latek znad Wisły wyląduje na 7 tygodni w holenderskim więzieniu

Wczorajszy wyrok w sprawie 34-letniego Polaka, to finał wydarzeń jakie miały miejsce w 7 lutego tego roku.

Spacer

Na początku tego zimowego miesiąca obywatel naszego kraju postanowił wybrać się na przejażdżkę pociągiem i spacer po Oss. W tym celu udał się na stację kolejki miejskiej w Oss West. Już po kilku minutach pobytu na peronie w lokalnym komisariacie rozdzwoniły się telefony. Świadkowie informowali stróżów prawa, że na tamtejszym dworcu znajduje się dziwny człowiek, który cały czas bełkocze, mówi do siebie, a do tego pachniał tak, jakby wykapał się w spirytusie. Zanim jednak mundurowi przyjechali na miejsce, mężczyzna wsiadł do pociągu, gdzie również wzbudził zaniepokojenie wśród współpasażerów. Po krótkiej podróży, 34-latek wysiadł na dworcu głównym i udał się w dalszy spacer do centrum. Wtedy też namierzył go policyjny patrol. Według funkcjonariuszy Polak mówił do siebie, wykonywał dziwne, często obsceniczne gesty i siał panikę wśród przechodniów. Nie wdawał się jednak w żadną awanturę.

Mimo wszystko podejrzewając, iż człowiek ten jest po prostu pijany, partol postanowił go zatrzymać i wylegitymować. Według relacji świadków nie stawiał on oporu, niemniej używał znanego na całym świecie polskiego przekleństwa w ilościach wręcz hurtowych. Mundurowi przebadali go również alkomatem. Okazało się, że legitymowany jest pod znacznym wpływem alkoholu. To zaś sprawiło, że funkcjonariusze postanowili go zatrzymać. Wtedy też, podczas rutynowego przeszukania, znaleźli przy nim schowaną pod kurtą pałkę i kastet. Broń, która jest w Holandii zabroniona.

Cyrk na komendzie

Kolejne problemy nasz obywatel miał na komendzie. Po sprawdzeniu w bazie danych stwierdzono, że 34-latek posługuje się podrobionym prawem jazdy. Wiedząc o tym, mundurowi chcieli pobrać od zatrzymanego odciski palców. Ten jednak cały czas machał rękami i uciekał z dłońmi. Spowodowało to, że ta prosta czynność trwała ponad pół godziny. Przez cały ten czas Polak nie przestawał przeklinać.

Po pewnym czasie jednak mężczyzna opadł z sił, dzięki czemu policjantom udało się wykonać wszystkie niezbędne czynności i spisać zeznania przy tłumaczu. GDY nasz krzepki rodak trochę wytrzeźwiał, został wypuszczony z komendy. Jego sprawa trafiła zaś do prokuratora, który wszczął postępowanie sądowe.

Polak nie był agresywny, ale uciążliwość jego pijackiego zachowania zmusiła policję do zatrzymania 34-latka.

"Piękne" polskie słowo

Mężczyzna został oskarżony o zakłócanie porządku publicznego, posiadanie nielegalnej broni, obrazę policjantów na służbie i posługiwanie się fałszywymi dokumentami. Prokuratura za te przestępstwa i wykroczenia domagała się kary łącznej dwóch miesięcy i jednego tygodnia bezwzględnego pozbawienia wolności.

Na taką odsiadkę nie zgadzała się obrona. Polski adwokat, broniący oskarżonego, argumentował między innymi, że oskarżenia o obrazę funkcjonariuszy są bezpodstawne. Wszystko z powodu niezrozumienia słowa „kurwa”, które w jeżyku polskim ma o wiele więcej znaczeń, niż wydaje się to Holendrom. W tym przypadku podejrzany użył go do opisania sytuacji, a nie lżenia mundurowych. Sąd nie przychylił się do specyfiki naszego języka i podtrzymał oskarżenie.

Wyrok

Podczas procesu sędzia zmienił jednak zarzut dotyczący prawa jazdy. Dokument oczywiście był fałszywy, lecz dane w nim zawarte były prawdziwe. Zdaniem wymiaru sprawiedliwości nie doszło tutaj więc do oszustwa czy kradzieży tożsamości, co wiązałoby się z wyższą karą. Na niekorzyść Polaka wpływały niestety również jego późniejsze zachowania. Okazało się bowiem, że pomiędzy lutowymi wydarzeniami, a majowym procesem, 34-latek popadł w kolejny konflikt z prawem. Tym razem nie było to jednak nadużywanie alkoholu i obsceniczne zachowanie, ale kradzież jednej puszki piwa w sklepie samoobsługowym w Oss. Ten czyn przypieczętował los rodaka, ponieważ sąd uznał, że zimowe działania nie były tylko jednorazowym epizodem, dlatego należy go "utemperować". W efekcie mężczyznę czeka siedem tygodni odsiadki.