Wydobycie zakończone, a ziemia w Groningen nadal się trzęsie
To miał być nowy początek dla rejonu Groningen. Niespełna jednak tydzień po oficjalnym zakończeniu działań wydobywczych w tym obszarze, mieszkańcy padli ofiarami trzęsienia ziemi.
Raptem kilka dni temu oficjalnie zakończono wydobycie gazu w rejonie Groningen. Wydarzenie to, w którym brali udział politycy, miało zapoczątkować nowy rozdział w historii tamtejszych mieszkańców. Koniec prac górnictwa gazowego miał sprawić, iż ludzie będą mogli tam żyć w spokoju bez obawy o swój dobytek, bez życia od trzęsienia ziemi do trzęsienia ziemi.
Wstrząsy
By jednak tak się stało, muszą minąć lata. Matka natura nie patrzy bowiem na podpisy pod dokumentami. W nocy z 29 na 30 kwietnia, o godzinie 0:48, w pobliżu Kommerzijl znów zatrzęsła się ziemia. Sejsmografy pokazały, iż wstrząs miał siłę 1,8 stopnia w skali Richtera. Początkowo wskazywano, iż wstrząs ten miał siłę 2,2 stopnia, a jego epicentrum znajdowało się około 8 kilometrów pod ziemią. Później jednak pojawiło się dementi. Wstrząs był o 0,4 stopnia słabszy, niż początkowo zmierzono. Z drugiej strony jego źródło znajdowało się tylko 3 kilometry pod ziemią, więc był bardziej odczuwalny na powierzchni.
Przyczyna
Co było jego przyczyną? Źródło wstrząsu doskonale odpowiada na to pytanie. Epicentrum znajdowało się w rejonie złóż gazu ziemnego eksploatowanego tam przez dekady. Działania górnicze doprowadziły zaś do bardzo dużych napięć pod powierzchnią, z których energia uwalnia się za pomocą wstrząsów. Takich co roku w regonie Groningen potrafi być nawet kilkadziesiąt. Przykładowo w ubiegłym roku naliczono tam 50 takich tąpnięć. Teraz jednak, wraz z zaprzestaniem wydobycia, ich liczba ma stopniowo spadać. Mają one też być coraz słabsze, bo ziemia w tym rejonie będzie się "rozładowywać" dążąc do stanu równowagi.
Małe trzęsienia, duże szkody
Wielu może powiedzieć, iż 1,8 stopnia w skali Richtera to nie tak dużo. Z racji jednak małej głębokości epicentrum i specyfiki tamtejszych gleb, które dobrze przewodzą drgania, są one mocno odczuwalne na powierzchni. Nie doprowadzają oczywiście do tego, iż zawalają się budynki i giną ludzie. Domy jednak pękają i osiadają, co każdego roku generuje koszty liczone w milionach euro, które pokrywane są przez państwo i firmę wydobywczą.
Źródło: Nu.nl