Zagrożenie na niebie. Holandia podrywa F-16

Zagrożenie na niebie. Holandia podrywa F-16

W niedzielę doszło do bardzo nerwowego momentu w holenderskiej kontroli lotów. Sytuacja była na tyle poważna, iż zdecydowano się poderwać dwa myśliwce F-16 Królewskich Holenderskich Sił Powietrznych z bazy w Volkel. Celem wojskowych maszyn było przechwycenie samolotu, z którym to ziemia utraciła kontakt.

Echa przeszłości

W niedzielę obsługa naziemna straciła kontakt z komercyjnym lotem pasażerskim. Mimo wywoływania przez kontrolę lotów maszyna nie odpowiadała. To wzbudziło poważny niepokój. Historia zna wiele tego typu przypadków, które kończyły się tragicznie. Najczarniejszy scenariusz mógł zakładać, np. porwanie maszyny przez nieznanych sprawców i zamach terrorystyczny. Istniało jednak również wiele innych opcji. Mogło dojść do nagłej dehermetyzacji i załoga straciła przytomność lub też do zwykłej awarii sprzętu łączności na pokładzie.

 

Kontakt wzrokowy

Obojętnie, która z tych opcji miałaby miejsce jedyną możliwością kontaktu z samolotem była ta za pośrednictwem kontaktu wzrokowego. Do tego celu w niebo wzbiła się para dyżurna, której zadaniem było dotrzeć do maszyny i zobaczyć co się dzieje. Wojskowi piloci są bowiem na tyle dobrze wyszkoleni, iż potrafią podlecieć tak blisko, by zobaczyć co dzieje się w kabinie. Oprócz tego myśliwce za pomocą odpowiednich gestów ręką pilota lub całych ruchów płatowca są w stanie przekazać informacje załodze, gdy nie działa komunikacja.

 

Wszystko ok

Gdy F-16 dotarły do nieodpowiadającego samolotu, szybko stało się jasne, iż nic złego się nie stało. Samolot pasażerski nie miał żadnych problemów technicznych. Jego załoga również była w pełnym zdrowiu. To, iż piloci nagle zaniemówili, wynikało z błędu ludzkiego. Okazało się, iż ustawili oni złą częstotliwość radia pokładowego. W efekcie, po przekazaniu odpowiedniej długości fali, samolot odzyskał kontakt z wieżą i myśliwce mogły spokojnie wrócić do bazy.

To się zdarza

Jak wskazuje rzecznik prasowy niderlandzkich sił lotniczych, incydent taki jak ten, zdarza się co jakiś czas. F-16 muszą startować do takich wypadków średnio dziesięć razy w roku. „W większości przypadków dotyczy to takich incydentów, jak w ten niedzielę. Ale czasami pojawia się awaria. Na przykład kiedyś musieliśmy asystować samolotowi z zepsutym wysokościomierzem podczas lądowania” – przekazał oficer prasowy dziennikarzom AD.
Wszystko na pierwszy rzut oka może bowiem wydawać się błahą sprawą. Ot zła częstotliwość. W ruchu lotniczym jest to jednak sytuacja kryzysowa i bardzo duże niebezpieczeństwo na niebie. Nieodpowiadająca maszyna stanowi zagrożenie dla innych lotów w okolicy. Nie mając z nią kontaktu, kontrola lotów nie może przekazywać jej wytycznych co do kierunku lotu i wysokości. To zaś może nawet doprowadzić do zderzenia w powietrzu i setek ofiar.

 

 

Źródło:   AD.nl