Zabójca zamiast do więzienia odesłany do domu

W czwartek policja poinformowała o co najmniej kuriozalnej sytuacji, jaka miała miejsce na komisariacie w Leiden dwa tygodnie temu. Na komendzie pojawił się zabójca. Przyszedł zgłosić się do obycia kary. Funkcjonariusze odesłali go jednak do domu, tylko po to, by najechać jego mieszkanie i aresztować go dzień później.

28-latek z Leiden jest przestępcą dużego kalibru. 3 września 2014 roku, mający wtedy 24-lata mężczyzna miał z zimną krwią zastrzelić porwanego przez siebie człowieka, gdy ten starał się oswobodzić i uciec. W efekcie sąd skazał go na 13,5 roku więzienia. Wyrok był tak wysoki między innymi dlatego, iż podejrzany, a później skazany nigdy nie zdradził, dlaczego uprowadził swoją ofiarę. Oprócz kary więzienia zabójca musi jeszcze wypłacić odszkodowanie wdowie po swojej ofierze.

Procesy

Morderca pojawił się na komendzie 19 lipca. Przybył, by dać się aresztować i poddać się wymierzonej karze. Może się wydawać dziwne, dlaczego dopiero teraz ma trafić za kraty, skoro przestępstwo miało miejsce 6 lat temu. Odpowiedź jest prosta. Sąd pierwszej instancji go uniewinnił. Wyrok ten spowodował, iż uchylono środek zapobiegawczy w postaci tymczasowego aresztowania. Poza tym proces się przedłużał, a po przegranej prokuratura wniosła apelacje. Wszystko to trwało kilka lat, a sąd nie mógł pozwolić, by w przypadku uniewinnienia człowiek, który nie popełnił czynu zabronionego, spędził lata w areszcie. W efekcie dopiero prawomocny wyrok sądu drugiej instancji spowodował, iż 28-latek musi trafić za kraty.

Zabójca przychodzi na komendę

Pojawienie na komendzie zakończyło się jednak dość tragikomiczną sytuacją. Przed stróżami prawa stanął człowiek, który powiedział, iż ma spędzić ponad 10 lat w więzieniu za morderstwo. Z tego też względu oddaje się w ręce policji. Funkcjonariusze nie mieli jednak żadnych informacji na jego temat potwierdzających tę historię. Nie było żadnego dokumentu, takiego jak nakaz aresztowania czy wezwania do odbycia kary. W efekcie, po chwili konsternacji, mundurowi kazali mężczyźnie udać się do domu.

Funkcjonariusze dopiero następnego dnia naprawili swój „błąd”, organizując nalot policyjnego zespołu EVA (Execution Sentences Punished - jednostak egzekucyjna ds. aresztowań), na mieszkanie skazanego. Aresztowali go i zabrali do zakładu karnego.

Papier to podstawa

Cała sytuacja nadawałaby się do jakiejś komedii pomyłek. Problem w tym, iż policja nie mogła postąpić inaczej. Skazany nie został zarejestrowany w kraju (nie był obywatelem) i nie znajdował się z tego powodu w systemie. Brak danych na temat skazanego powodował, iż policja nie miała podstawy prawnej, by go zatrzymać, mimo najszczerszych chęci przestępcy.

Obecnie toczy się dochodzenie, dlaczego zabójca i wszystkie dane na jego temat nie znalazły się w systemie. Niewykluczone, iż prokuratura i sądy dokonają audytu bazy danych, by sprawdzić, czy w rejestrach nie ma więcej białych plam. Wiele wskazuje bowiem, iż gdyby 28-latek nie zgłosił, by się na policję, wymiar sprawiedliwości mógłby o nim zapomnieć na jakiś czas.