Współcześni niewolnicy – wyzysk pracowników migrujących
Głodowa pensja i spanie na styropianie na placu budowy. Skrajny wyzysk pracowników migrujących w Lelystad. Związek zawodowy FNV wskazuje, że na budowie apartamentowca mogło dochodzić nawet do przestępczych procedur niewolnictwa i handlu ludźmi.
Policyjne plomby na drzwiach
Mogłoby się wydawać, iż w dobie epidemii COVID-19 los gastarbeiterów ulegnie znacznej poprawie. Wielu polityków, jak i dziennikarzy, zaczęło się bowiem przyglądać warunkom życia polskich pracowników migrujących i ich towarzyszy z Węgier, Rumunii czy Bułgarii czy innych krajów Europy Środkowej i Wschodniej. Władza mówiła o jednoosobowych pokojach, minimalnym metrażu i wielu innych aspektach mających nie tylko poprawić komfort życia migrantów zarobkowych, ale także uchronić społeczeństwo przed epidemią. Przeludnione „polskie domki” to bowiem idealne ognisko koronawirusa.
Okazuje się jednak, iż szumne zapowiedzi sobie, a rzeczywistość sobie. Związek zawodowy FNV poinformował o sytuacji, która „wykracza poza wszelkie ograniczenia”. Miała ona miejsce na przebudowie dawnej szkoły na zespół apartamentów w Lelystad. Co tam się działo?
Budynek Eurotower w Lelystad miał się stać jedną z wizytówek miasta. Obecnie jednak cała parcela, na której się znajduje to zamknięty plac budowy. Wszystkie wejścia do gmachu są zamknięte. Oprócz zamków drogę blokują również policyjne plomby. Ich zerwanie jest karalne. Decyzja o zamknięciu w trybie natychmiastowym budowli została podjęta przez władze miasta w trybie natychmiastowym. Stało się tak po tym, gdy po niepokojących doniesieniach na teren kompleksu wszedł inspektorat pracy i policja. Ich raport, jak wskazuje samorząd i lokalni przedstawiciele FNV, wykazał wręcz nieskończoną listę skarg i nadużyć.
Een bouwlocatie in Lelystad is tevens de woonruimte voor arbeidsmigranten. Ze houden er zelfs hamsters. Inspectie, gemeente en politie grijpen in.https://t.co/ZvRp3mIviL pic.twitter.com/MZxqwjgUpP
— Inspectie SZW (@InspectieSZW) November 18, 2020
Spanie na styropianie
Pierwsze co rzuciło się w oczy kontrolerom to to, iż pracownicy spali na placu budowy. W przypadku dużych inwestycji działania tego typu mają miejsce. Wykonawca stawia wtedy kontenery mieszkalne dla pracowników, z pełnym wyposażeniem sanitarnym. W tym wypadku jednak pracownicy z Rumunii, Bułgarii, Gruzji, Ukrainy i Białorusi spali w remontowanych, często nieogrzewanych pomieszczeniach. Szczęściarze mogli poszczycić się dmuchanym materacem. Inni spali na ziemi lub kawałkach styropianu. Dość powiedzieć, iż niektórzy bezdomni w Holandii mają w swoich namiotach i obozach lepsze warunki. Było zimno, wilgotno, brudno. Wszędzie walały się materiały budowlane i rzeczy osobiste pracowników. Mieszkającym tam robotnikom towarzyszyły chomiki – zwierzątka żyjące w klatkach (być może należące do personelu), Miały one również lepsze warunki od ich właścicieli.
Na czarno
Podczas nalotu w budynku natrafiono na 18 pracowników. Dwóch z nich nie miało pozwolenia na pracę w Niderlandach. W przypadku pozostałych policja bada, czy mieli oni podpisane umowy o pracę, czy też pracowali na czarno. Wiele wskazuje jednak za tą drugą opcją, a nawet za możliwym wykorzystaniem pracowników i handlem ludźmi. Z pierwszych rozmów z migrantami wynika, że ich zarobki były wręcz głodowe. Za swoją ciężką pracę na budowie, po kilkanaście godzin dziennie, pracownicy, czy co bardziej trafne „współcześni niewolnicy”, otrzymywali około 3,80 euro za godzinę (Holendrzy mówią, co ciekawe o kwocie w złotówkach oscylującej na poziomie niespełna 17zł.)
BHP, a co to jest?
Pracowników migrujących poniżały nie tylko warunki bytowe i niskie wynagrodzenie. Skrajnie złe były też warunki BHP. Praca przy odsłoniętych instalacjach elektrycznych. Niedobory odpowiedniej odzieży ochronnej, to tylko część problemu.
Inspekcja pracy informuje również o poważnych nadużyciach w sprawie azbestu. Ten miał być usuwany nielegalnie. Służby znalazły porozbijane płyty z tego rakotwórczego materiału w jednym z dołów na placu budowy. Wiele więc wskazuje na to, iż sami robotnicy, bez odpowiedniego sprzętu ochronnego i przeszkolenia, musieli go demontować i usuwać na własną rękę. To zaś skrajnie zagrażało ich życiu i zdrowiu.
Tak budynek miał wyglądać po remoncie.
Dochodzenie
Inspekcja pracy rozpoczęła dochodzenie w tej sprawie. Swoje śledztwo rozpoczął też związek zawodowy. Pierwsze tropy prowadzą do pewnej spółki w Hengelo. Jej zarząd był już swego czasu zdyskredytowany w świecie nieruchomości za pewnego rodzaju działania. Inspekcja nie chce jednak podczas śledztwa zdradzać więcej szczegółów. Nie potwierdza nawet, czy to owa firma faktycznie odpowiada bezpośrednio za budowę.
Na nowe informacje w tej sprawie liczy również związek zawodowy. Chce on przesłuchać pracowników migrujących, którzy działali na terenie Eurotower. To może być jednak trudne z racji na to, iż mogli już oni wrócić do swoich ojczyzn.
Na chwilę obecną wiadomo jedynie, gdzie są chomiki. Opiekę nad nimi roztoczyły służby weterynaryjne. Wątpliwe jednak, by zwierzątka chciały zeznawać.
Grzywny i więzienie
Wiele wskazuje jednak na to, iż obojętnie czy uda się skontaktować z pracownikami, czy nie, sprawa nie zostanie zamieciona pod dywan. Skala zaniedbań była tak duże, iż będzie tu można mówić nawet najprawdopodobniej o milionowych karach. Ponadto wykorzystanie pracowników i ewentualny handel ludźmi to przestępstwa karne, możliwe więc, że w sprawę w najbliższych dniach włączy się prokuratura.