Wielkie sprzątanie w Limburgii

Wielkie sprzątanie w Limburgii

W Limburgii coraz więcej ludzi wraca do domów po przymusowej lub dobrowolnej ewakuacji związanej z szybko podnoszącym się poziomem wody w tamtejszych rzekach. Region zaczyna więc wielkie sprzątanie i szacowanie strat. Służby zamierzają również przywrócić do życia infrastrukturę medyczną w tym zamknięty z powodu powodzi szpital VieCuri w Venlo.

W niedzielę wieczorem służby bezpieczeństwa po zapoznaniu się ze szczegółowymi raportami z wodowskazów pozwoliły na powrót do domów tysiącom mieszkańców Roermond i Venlo. Stan Mozy i innych mniejszych okolicznych rzek opadł na, tyle że nie stanowiły one już poważnego niebezpieczeństwa dla tamtejszej społeczności. Również systemy pasywnego bezpieczeństwa, takiej jak wały przeciwpowodziowe, groble i mobilne zapory nie wykazywały oznak przecieków czy naruszeń struktury.

 

Wielkie powroty

Oprócz wspomnianych wyżej mieszkańców Roermond i Venlo do swoich domów lub do tego co z nich zostało, mogli wrócić również Holendrzy z Maasdorpje Buggenum i gminy Leudal. To samo tyczyło się osiedlonych w rejonie wałów w Baarlo i Kessel. Jedyny wyjątek stanowią rodziny, które zamieszkały się po drugiej stronie grobli, od strony rzeki. Ludzie ci, najbardziej poszkodowani przez wielką wodę muszą jeszcze wstrzymać się z powrotem i szacowaniem strat, ponieważ rzeki nie opadły jeszcze na tyle, by mogli oni bezpiecznie zobaczyć, co zostało z dorobku ich życia.

W poniedziałek w domach musieli zostać również ludzie z gmin na północ on Venlo. Wszystko z racji tego, iż fala kulminacyjna jeszcze definitywnie nie opuściła ich prowincji. Dlatego też 19 lipca nadal istniały obawy dotyczące stanu rzek w gminach Bergen, Gennep i Mook & Middelaar.

To nie takie proste

By mieszkańcy mogli wrócić do siebie, nie wystarczy, by woda opadła poniżej poziomu X czy Y. Decyzje tę za każdym razem podejmuje specjalna komisja, która, zanim pozwoli cywilom wejść na dany obszar, musi dokładnie sprawdzić stan grobli i wałów. Wszystko po to, by nie okazało się, iż przy najbliższych opadach sytuacja będzie jeszcze gorsza i zabezpieczenia te nie wytrzymają, sprowadzając na powodzian jeszcze większy kataklizm. Jeśli służby wykryją takie naruszenia struktury, priorytetem stają się więc działania naprawcze, a dopiero potem repatriacja uchodźców.

Wyścig z czasem

Taka sytuacja sprawia, iż mieszkańcy zaczynają swoisty wyścig z czasem. Paradoksalnie bowiem to właśnie czas w dużej mierze gra tutaj na niekorzyść ofiar powodzi. Woda zalewająca domy nie jest bowiem krystalicznie czysta. Niesie ona ze sobą tony błota, które osadza się w budynkach. Gdy woda schodzi, błoto to zaczyna wysychać, tworząc skorupę twardą niczym beton. Ponadto samoczynne, nierównomierne osuszanie nieruchomości przez warunki atmosferyczne może prowadzić do uszkodzeń konstrukcji, nie mówiąc już o zniszczeniach sprzętów wewnątrz.
Czas odgrywa również ogromną rolę w kwestiach związanych z odszkodowaniem za poniesione straty. Wielu ubezpieczycieli ma bowiem określony czas, w którym należy zgłosić szkodę. Jeśli ubezpieczeni nie wywiążą się z tych warunków, mogą nie otrzymać odszkodowania.
W końcu nie można też zapomnieć, że wiele osób chce zacząć sprzątanie, by jak najszybciej móc wrócić do normalnego życia.