Ważny głos w dyskusji o emigrantach

Jakiś czas temu, na łamach naszej strony, pisaliśmy o propozycji nowego prawa mającego karać załogi statków biorących na pokład nielegalnych emigrantów. Wczoraj w sprawie uchodźców wypowiedziało się zaś Królewskie Stowarzyszenie Holenderskich Armatorów.

W wieku krajach europejskich od dłuższego czasu toczy się dyskusja co zrobić z migrantami, którzy wypływają pontonami i tratwami na Morze Śródziemne, by dostać się do upragnionej Europy. Wielu polityków uważa, że należy bezwzględnie karać ludzi pomagających im w tym procederze, w tym również załogi statków patrolujących akwen i biorących na pokład nie tyle rozbitków, co ludzi podróżujących pontonami. Między innymi holenderscy politycy uważają, że jednostki te nie tyle ratują ludzi, co stają się „promem do Europy”. Wszystko dlatego, że przemytnicy wysyłają migrantów nie na stary kontynent, ale w rejon działania wspomnianej już jednostki. To jednak nie wszystko. Wiele państw zamyka swoje porty dla floty handlowej i statków ratunkowych, na których znajdują się uchodźcy. Czynią to, mówiąc brutalnie, by pozbyć się problemu. Jeśli bowiem Afrykańczyk czy mieszkaniec Bliskiego Wschodu nie trafi na jego terytorium, nie poprosi o azyl.

 

Głos praktyków

W dyskusji tej na chwilę obecną istnieją więc dwa obozy. Pierwszy, walczący o migrantów, reprezentowany przez aktywistów z jednostek Sea-Watch. Drugi, to politycy chcący zatrzymać pochód przybyszy z Afryki. Ostatnio ważny głos w tej sprawie zabrała również trzecia grupa, Królewskie Stowarzyszenie Holenderskich Armatorów (KVNR). Wzywają oni europejskie rządy do zapewnienia wystarczającej liczby otwartych, bezpiecznych portów na Morzu Śródziemnym, gdzie jednostki mogłyby wysadzić na brzeg emigrantów.

Armatorzy domagają się otwartego dostępu do portów, gdy na ich frachtowcach znajdują się uratowani emigracji. 

Pragmatyzm

Jak pokazują dane, floty handlowe pływające po MŚ ratują wyławiając z wody, około 13% z ponad 12 tysięcy emigrantów, którzy zostali podjęci przez różne statki. Jest to wzrost o blisko 10% w stosunku do sytuacji sprzed roku.

Podjęcie rozbitków, które jest obowiązkiem każdej jednostki niezależnie od bandery, rodzi jednak pewne problemy. Jedno z przedsiębiorstw żeglugowych wskazuje na sytuację, która miała miejsce niespełna miesiąc temu. Statek handlowy musiał podjąć prawie 70 emigrantów z tonącego pontonu. Niemniej jednak frachtowiec nie był przystosowany do tego tupu akcji. Kilkuosobowa załoga miała poważne problemy z opanowaniem chaosu, jaki powstał na pokładzie. Żaden z członków załogi nie miał bowiem przeszkolenia, by panować nad tłumem, czy zagwarantować bezpieczeństwo uciekinierom. Jednostka z dodatkowym „żywym ładunkiem” skierowała się do europejskich portów. Tam jednak nie została przyjęta, ponieważ potraktowano ją jak statki ratownicze. Pływanie od portu do portu bez odpowiedniego zaplecza na jednostce, z jedną toaletą i przy 35 stopniach w cieniu, spowodowało, że na statku zaczęły panować straszne, uwłaczające ludzkiej godności warunki. Dopiero po pewnym czasie i nadłożeniu wielu mil, frachtowcowi udało się odstawić migrantów na brzeg.

 

Postulaty

KVNR domaga się wiec by flota handlowa, która sporadycznie ratuje emigrantów, miała pełny dostęp do portów. W przeciwnym razie może dojść do tragedii na pokładzie którejś z jednostek, gdy frustracja rozbitków obróci się przeciw ich wybawcom. Oprócz tego KVNR wskazuje, że każda taka akcja ratownicza i tułanie się od portu do portu, powoduje opóźnienia w transporcie i generuje ogromne straty armatorom.

Większość polityków odpowiedzialnych za kwestie emigracji przyznaje racje przewoźnikom. Decydenci boją się jednak sytuacji, w której emigranci będą zatapiać swoje tratwy, gdy tylko w okolicy pokaże się jakikolwiek statek. Dzięki temu mieliby bowiem zagwarantowane przyjęcie w Europie.