Święto demokracji czyli turecka zadyma podczas głosowania
Wybory to święto demokracji. W kraju jednak takim jak Turcja, gdzie władza jest dość mocno autorytarna, przy okazji elekcji jest wyjątkowo nerwowo. Widać to nie tylko w Ankarze, ale też w Holandii. Tureccy mieszkańcy Niderlandów mogli głosować. Przy okazji zaś oddawania głosów postanowili się pobić. Awantura była tak duża, że interweniować musiały opancerzone jednostki policyjnej prewencji.
Polaryzacja sceny politycznej
Jak doszło do walki? Nie pobili się wyborcy. Ci, dumni z tego, iż mogą głosować, grzecznie zaznaczali X na karcie do głosowania i wrzucali je do urn wyborczych. Samo głosowanie przeszło bez najmniejszych problemów. Dużo mniej przyjemnie zrobiło się później, już po samych wyborach w RAI. O godzinie 21 nie pobili się bowiem wyborcy, a obserwatorzy z ramienia partii politycznych.
Emocje sięgnęły zenitu
Ostatniego dnia, w którym to mieszkający w Holandii Turcy mogli głosować w wyborach prezydenckich i parlamentarnych emocje były bardzo silne. Jak już wspomnieliśmy wyżej Turcja to kraj w dużej mierze autorytarny, przez co w społeczeństwie czuć dość duży podział na przeciwników i zwolenników obecnej władzy. Obie te grupy posądzają się zwykle o działania niezgodne z prawem. W przypadku zaś elekcji takim punktem zapalnym mogą być machlojki przy liczeniu głosów.
Tak właśnie się stało. Walki między Turkami wybuchły przy liczeniu głosów. W starciu na pięści i nogi wzięły udział dziesiątki osób. Jak wskazuje dziennikarzom AD Ertugrul Kurt, który z ramienia AK bierze udział w wyborach do RAI, grupa aktywistów pewnej partii zjawiła się na sali, gdzie liczono głosy, specjalnie by rozpocząć bijatykę i to im się ewidentnie udało.
Policja
Przybyłe na miejsce patrole szybo zdały sobie sprawę, iż samemu za dużo nie zdziałają. Starcia te zaczynały się, to kończyły pomiędzy poszczególnymi stronnictwami. W efekcie do akcji wezwano jednostki prewencji i przewodników z psami. Psie kły i funkcjonariusze w hełmach, z tarczami i dużymi pałkami byli siłą, z którą tłum musiał się liczyć.
Policjanci, by uspokoić sytuację, postanowili nie wpuszczać i nie wypuszczać ludzi z budynku. Dopiero, gdy emocje opadły pozwolono wchodzić do gmachu, w którym liczono głosy, małym grupom, by ludzie mogli zabrać swoje rzeczy. Dzięki temu po paru godzinach, bo dopiero o 2:30 wszystkie zwaśnione strony opuściły miejsce głosowania. Obyło się jednak już bez awantur i burd.
Jak wskazują służby, w zajściu tym nikt nie ucierpiał. Nikt też nie został aresztowany.