Trzy lata za powrót z imprezy? Nasz rodak czeka na wyrok
Trzy lata bezwzględnego pozbawienia wolności to wyrok, jakiego domaga się prokurator dla 30-letniego Tomasza P. Nasz rodak odpowiada przed sądem za śmiertelne potrącenia 17-letniego rowerzysty. Polak uderzył w nastolatka z taką siłą, iż ten zmarł w szpitalu na skutek uszkodzeń mózgu. Jak doszło do tej tragedii?
Tragiczne spotkanie
Nasz rodak odpowiada za wypadek, do jakiego doszło około godziny 4:30, w nocy 5 lipca. Wtedy to prowadzony przez Polaka pojazd miał uderzyć w nastolatka na rowerze. Siła tej kolizji była rzekomo tak duża, iż młody człowiek przeleciał kilka metrów w powietrzu. Pomimo szybkiej interwencji pogotowia i heroicznej walki lekarzy chłopaka nie udało się uratować. Zmarł dobę później.
Za spowodowanie wypadku ze skutkiem śmiertelnym prokuratura domaga się dla 30-letniego Polaka bezwzględnej kary trzech lat pozbawienia wolności, a także 5-letniego zakazu prowadzenia pojazdów i przepadku mienia w postaci samochodu, który wtedy prowadził kierowca. Kara ta jest tak wysoka nie tylko ze względu na tragiczny koniec całego zdarzenia. Wiele wskazuje również na to, iż Tomasz P. prowadził pojazd pod wpływem alkoholu, a być może nawet, jak sądzi prokuratura, również pod wpływem innych środków odurzających.
Alkohol i narkotyki
Czemu takie przypuszczenia? Wszystko związane jest z tym co stało się zaraz po wypadku. 17-latek wraz ze swoim przyjacielem wracali do domu po nocy spędzonej na Broekpolderlaan. Jechali rowerami tą samą drogą, z której postanowił też skorzystać P. Mężczyzna wracał z grilla, na którym zdaniem zebranych zeznań, goście mieli się bawić przy alkoholu i amfetaminie. Oskarżony jednak zaprzecza i stwierdza, iż jeśli cokolwiek pił to były to napoje bezalkoholowe.
Jak to się więc stało, iż kierowca potrącił rowerzystę? Tego Polak nie pamięta. Opis tamtych wydarzeń przedstawia policja.
Agresywny kierowca
Zdaniem funkcjonariuszy pojazd naszego rodaka po uderzeniu w rowerzystę miał również bliski kontakt z dwoma betonowymi blokami przy drodze. Auto miało przebite dwie opony, ale jechało dalej. Zatrzymało się dopiero kilkaset metrów od miejsca wypadku na Broekpolderlaan w Honselersdijk. Na pojeździe było wyraźnie widać wgniecenie w przednim zderzaku, rozbitą szybę i wystrzelone poduszki powietrzne. Kiedy policjanci chcieli zatrzymać Polaka, ten miał przyjąć bojową postawę, był agresywny, stawiał opór.
„Barwna przeszłość”
Cieniem na naszym rodaku kładzie się również to, co zrobił po zatrzymaniu. Policja wskazuje, iż czuć było od niego zapach alkoholu. 30-latek odmówił jednak poddania się badaniu. Nie można więc ani potwierdzić, ani zaprzeczyć temu, iż Polak wsiadł pijany za kierownicę.
Obrona wskazuje, iż działanie to nie było celowe (Polak sam wskazał, że nie pił). Miało to być związane z niezrozumieniem poleceń oficerów. Ci bowiem mieli rzekomo zadzwonić do tłumacza nie języka polskiego, a hiszpańskiego.
To jednak nie wszystko. W toku postępowania okazało się bowiem, iż to był już trzeci raz, gdy to oskarżony odmówił poddania się badaniu na obecność alkoholu. Za dwa wcześniejsze został ukarany grzywną. Oprócz tego był on również karany za kradzieże w niderlandzkich sklepach. W Polsce zaś odbywał karę pozbawienia wolności za wymuszenie i kradzież z użyciem przemocy, a także napad i zniszczenie. Nie można więc powiedzieć, iż jest to człowiek o nieposzlakowanej opinii, który przez przypadek stał się sprawcą tragedii.
Nie zabijaj
Polak w swoich ostatnich słowach wyraził skruchę. Stwierdził: „Mogę tylko przepraszać z całego serca i pomagać tam, gdzie mogę. Nie ma dnia, żebym nie myślał o rodzinie Jima. Jestem bardzo religijny. Jednym z przykazań jest to, że nie możesz odebrać życia. Niestety, tak się stało. To zostanie ze mną do końca mojego życia”. Czy jednak żal starczy, by sąd wydał niższy wyrok, niż chce tego prokurator? Przekonamy się za dwa tygodnie.