„Tour du Roer” – barowy protest z nagrodami w Roermond
W niedzielę w Roermond mieszkańcy wyszli na ulicę zaprotestować przeciw obostrzeniom koronowym w Holandii. Akcja ta miała jednak dość niekonwencjonalny przebieg, który wyraźnie przypadł do gustu wielu jego pełnoletnim uczestnikom. Nie ma się zresztą czemu dziwić, skoro protest zakładał spacer i odwiedzanie pubów i restauracji w całej okolicy, wszystko by wyrazić sprzeciw wobec ich przedłużającemu się zamknięciu.
W niedziele tysiące ludzi wyszło na ulicę, by uczestniczyć w proteście organizowanym przez 17 lokali gastronomicznych pod nazwą „Tour du Roer”. Na czym polegał ów protest? Zdecydowano się z premedytacją wykorzystać obecne obostrzenia koronowe. Lokale nie mogą bowiem serwować napojów i posiłków u siebie, ale mogą robić to na wynos. W efekcie powstało coś na kształt spaceru. Przedstawiciele gastronomii wystawiali stoliki na zewnątrz, przy których przechodzący protestujący mogli przystanąć, zamówić coś do jedzenia i picia, chwilę porozmawiać z innymi demonstrantami i iść dalej. W efekcie tysiące ludzi demonstrując, przechodziło od jednej knajpki do drugiej.
Nagrody
Jak wskazują uczestnicy protestu, było to zupełnie coś innego niż dotychczas. Nikt nie krzyczał, nikt nie nosił transparentów. Ludzie dobrze się bawili, rozmawiając ze sobą, jedząc i popijając napoje. Co więcej, uczestnicy akcji przygotowali nawet specjalny konkurs. Osoby przychodzące do kawiarni Nautilus w porcie otrzymywały specjalną kartkę, na którą zbierały następnie pieczątki z innych punktów „wycieczki po mieście”. Gdy zwiedzający zebrał wszystkie pieczątki, przybijane przed poszczególnymi pubami i restauracjami, mógł wygrać drobną nagrodę. To tylko jeszcze bardziej skłoniło do zabawy. W pewnym momencie obserwatorzy i władze miasta mówiły wręcz o „stadach ludzi” przechadzających się od jednego lokalu do drugiego.
Sankcje
„Tour du Roer” okazała się twardym orzechem do zgryzienia dla miejscowych władz. Wielu ludzi nie trzymało bowiem odpowiednich dystansów od siebie, nie nosiło też maseczek. Sęk w tym jednak, iż te na dworze są one tylko zalecane, a nie prawnie nakazane. Ponadto z racji tego, iż nie był to typowy protest, władze nie mogły go zabronić. Nie można bowiem zakazać niezorganizowanym grupom ludzi, np. w postaci kilku znajomych czy rodziny z dziećmi, poruszać się z punktu a do b. Nie można nikomu zabronić iść na spacer.
Wszystko to sprawiło, że gminy ostrzegły właścicieli lokali, iż muszą oni zakończyć działalność do godziny 17. W przeciwnym razie czekają ich sankcje.
Impreza
Większość restauratorów posłusznie podporządkowała się decyzji władz. Wyłamał się tylko jeden lokal. Po godzinie 17 przed kawiarnią na Roerkade zebrała się kilkusetosobowa grupa „demonstrantów” popijająca serwowane piwo i kołysząca się w rytm muzyki puszczanej przez DJ. Tłum ten stwarzał zagrożenie w ruchu drogowym, zajmował bowiem cześć chodnika, ścieżki rowerowej i jezdni. Niektórzy ze zgromadzonych odpalali również fajerwerki. O godzinie 18 zapadła więc decyzja wysłania policji, by ta zakończyła to zbiegowisko. Tuż jednak przed tym jak policjanci przybyli na miejsce lokal został zamknięty, a zebrani się rozeszli. Skończyło wie więc tylko na kilku prewencyjnych rozmowach z ludźmi znajdującymi się w okolicy.
źródło: Nu.nl