TBS – holenderski system się zatkał

Twarde wychowanie ojca to nie znęcanie się nad dziećmi

Wielokrotnie na łamach naszej strony informowaliśmy państwa o tym, iż skazani przestępcy oprócz kary więzienia otrzymywali nakaz pobytu w klinice TBS z obowiązkowym leczeniem. Wszystko to w zamierzeniach miało sprawić, iż skazany nie tylko odsiedzi swoją karę, ale zostanie poddany leczeniu, terapii, by mógł wrócić do społeczeństwa. Teraz jednak stało się jasne, że cały ten ambitny projekt po prostu przestał działać.

Wyroki

Przykładowo, sąd ma do czynienia z nożownikiem, brutalnym przestępcą. Istnieje ryzyko, iż może on znów popełnić podobny czyn zabroniony. Dlatego też, zamiast skazywać go na dożywocie w zakładzie karnym, człowiek taki słyszy wyrok, np. 2 lat więzienia i pobyt w TBS z przymusowym leczeniem. Tam psychologowie i psychiatrzy, w zamkniętej placówce, będą starali się wyplenić ze skazanego cechy niepożądane, tak go „sformatować”, by nie było ryzyka recydywy. Ile trwa pobyt w takim ośrodku? Wszystko zależy od tego, czy działania ekspertów przynoszą skutki. W skrajnych przypadkach mogą to być nawet dekady.

Problem

I z tym ostatnim właśnie jest problem. Okazuje się, iż w Holandii kliniki TBS są przepełnione. Sądy kierują do nich w ciągu roku więcej skazanych, niż jest ludzi opuszczających to miejsce. W efekcie coraz częściej dochodzi do przypadków, że osoby, które odsiedziały już swoje wyroki w zakładach karnych nadal pozostają w celach oczekując na swoje miejsce w Ter Beschikking Stelling.

 

Przełom

Jak trudna jest sytuacja? Wystarczy spojrzeć na dane. W minionym roku holenderski wymiar sprawiedliwości wysłał do klinik TBS dwa razy tyle skazanych co dekadę wcześniej. Nagły wzrost skierowań na leczenie miał miejsce w 2017 roku, kiedy to zabito Anne Faber. Jej oprawcą był zaś właśnie skazywany za groźby, chory psychicznie mężczyzna, który po odbyciu kary wrócił na wolność.
Od tego czasu, by zapobiec podobnym przypadkom, sądy i prokuratura zaczęła korzystać z TBS gdy tylko pojawia się cień zaburzeń.

Furtka

W niektórych sytuacjach ów TBS jest konieczny, gdy np. sprawca wskazuje, iż zabił, bo kazały mu to zrobić demony w głowie. Często trafią się jednak przypadki niejednoznaczne, w których po obserwacji podejrzanego w PBC opinie psychologów nie wskazują jednoznacznie niepoczytalności. W teorii taki skazany mógłby otrzymać nakaz leczenia na wolności. Na taki wyrok jednak może nie zgodzić się oskarżony. Z TBS nie ma wyjścia. Wszystko to sprawia, iż czasem sąd przerzuca odpowiedzialność na lekarzy i psychologów.
Gdy dochodzi do wyjątkowo brutalnego pobicia na niezrozumiałym tle, sąd wymierza niską karę więzienia i podrzuca takie „kukułcze jajo” do TBS. Zasada jest prosta. Opinia publiczna nie będzie oponować, bo człowiek taki jest w zamknięciu. Sąd zaś ma niejako czyste ręce, bo wie, iż nie mógł wydać wyższego wyroku więzienia, ale skazany pozostanie dalej w izolacji. Wszystko zaś wpisuje się w piękne idee, wedle których Holandia chce tych ludzi przywrócić społeczeństwu.

 

Przeciążony TBS

Przez pewien czas system działał, do momentu aż w TBS nie skończyły się miejsca. Teraz pojawił się problem. Więźniowie nie powinni spędzać w zakładach karnych ani dnia więcej niż wynika to z wyroku. TBS zaś nie jest liczony jako kara więzienia, a leczenie. W efekcie władze niejako łamią prawo, przetrzymując skazanych, dłużej niż wynika to z decyzji sądu.
Rząd zapowiedział prace nad rozwiązaniem tego problemu. Niestety, gabinet już stwierdził, że co najmniej do 2028 roku problem ten będzie narastał. Władza chce zwiększyć wydajność i przepustowość ośrodków TBS, ale na to potrzeba lat.

 

Źródło: Nu.nl