Spadek którego nie było i żądania Belastingdienst

Każdy chciałby dostać spadek. Nie każdy jednak pamięta, iż od takiego daru po zmarłych trzeba odprowadzić podatek. Pewna Holenderka tego nie zrobiła i Belastingdienst nałożył na nią obowiązek uiszczenia opłaty w wysokości 40 000 euro, na którą składał się zarówno zaległy podatek, jak i kara. Nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie to, że kobieta nigdy nie otrzymała ani centa spadku. 

Po kilku latach sporów i sądowych batalii Holenderce w końcu udało się pozbyć balastu, jakim był obowiązek zapłacenia niderlandzkiej skarbówce 40 000 euro. Kobieta otrzymała nakaz zapłaty z racji dziedziczenia spadku. Był to podatek od wzbogacenia. Sęk jednak w tym, iż mieszkanka Niderlandów nigdy nie widziała ani centa od zmarłych krewnych, nie odziedziczyła też żadnych nieruchomości lub ruchomości. To jednak nie przeszkadzało urzędnikom w wysyłaniu do niej niebieskich kopert z poleceniem zapłaty, czy ponagleniami. W końcu koszmar ten przerwał dopiero Sąd Apelacyjny w Hadze, który jednoznacznie odrzucił żądania skarbówki i uznał je za bezzasadne.

 

Spadek...

Holenderka nie jest osobą bogatą. Żyje z zasiłku i nie ma żadnego majątku. Gdy w 2017 roku zmarł jej ojciec, stała się spadkobierczynią. Sęk jednak w tym, iż syn zmarłego został wyznaczony przez denata na wykonawcę testamentu. Ten jednak nie przekazał kobiecie 500 000 euro. Postanowił bowiem zostawić je jako dysponent dla siebie i zniknąć z nimi.
Następnie zaś przehulał całą kwotę.

 

Którego nie dostała

Widząc co się dzieje, kobieta chciała jakoś interweniować, ingerować w dokumenty spadkowe, mieć w nie wgląd. Było to jednak niemożliwe. Co więcej, w 2020 roku, dysponent ogłosił upadłość konsumencką, wskazując, iż nie zostały mu żadne pieniądze, nie może więc przekazać kobiecie należnych jej środków finansowych. Tak dla kobiety zakończyła się sprawa półmilionowego spadku.

 

Fiskus

Nie był to jednak koniec dla fiskusa. Dla Belastingdienst to Holenderka była w świetle prawa spadkobierczynią i to ona wzbogaciła się na śmierci mężczyzny. Dlatego też powinna zapłacić  podatek. Ten początkowo wynosił 80 tysięcy euro. Po wniesieniu sprzeciwu przez kobietę, urząd skarbowy łaskawie obniżył tę kwotę do 48 tysięcy euro. Urzędu nie interesowało to, iż kobieta nie dostała pieniędzy. „Przy ustalaniu wymiaru podatku spadkowego nie można brać pod uwagę problemów z wypłatą spadku przez wykonawcę”, można przeczytać w dokumentach nakazujących spłatę.

 

Sąd

Sprawa trafiła więc do sądu. Wymiar sprawiedliwości pierwszej instancji tylko rozłożył ręce. Kobieta bowiem oficjalnie po śmierci ojca przyjęła spadek, nie odrzuciła i nie zrzekła się go. To zaś już kwalifikowało ją do opodatkowania. To, iż jak stwierdził sąd „właściwie nic nie otrzymała” było „irytujące”, ale nie zmienia podstawy prawnej. Dlatego też powinna zapłacić podatek, który znów łaskawie obniżono do 40 tysięcy euro.

 

Granica ubóstwa

Doszło więc do sytuacji, w której kobieta, żyjąca na granicy ubóstwa ma zapłacić 40 tysięcy za wzbogacenie się, do którego nie doszło, ponieważ prawo złamał całkowicie ktoś inny. Holenderka postanowiła wnieść więc apelację. Tę sąd rozpatrywał przez 5 lat, ale w końcu wskazał, iż spadkobierczyni nie musi opłacać podatku. Sąd stwierdził, iż kobieta zrobiła wszystko, by uzyskać wgląd w spadek. Wszczęła też postępowanie przeciw wykonawcy testamentu, złożyła także sama wniosek o upadłość konsumencką. W takiej sytuacji obłożenie jej podatkiem spowodowałoby „nadmierne obciążenie”, przez co żyłaby poniżej granicy ubóstwa. W efekcie sąd stwierdził, iż wartość spadku jest zerowa, przez co wartość podatku również.
Swoje w tej sprawie zawaliła też prokuratura. Obecnie ruszyło dochodzenie przeciw wykonawcy spadku. Do całej tragedii kobiety by nie doszło, gdyby organy ścigania zajęły się sprawą w 2020 roku. Wtedy jednak oddaliły zgłoszenie kobiety. Ta więc musiała i na to postępowanie składać skargę.

 

 

Źródło:  Ad.nl