Śmierć Polaka żyjącego wśród bezdomnych w Amsterdamie
Powoli mija kolejny miesiąc od zagadkowej śmierci naszego rodaka przy Sloterplas. Śledztwo prowadzone przez policję od sierpnia nie przyniosło wymiernych postępów, toteż niderlandzkie media postanowiły opisać historią 40-letniego Krzysztofa M., którego ciało znaleziono w obozie bezdomnych w Amsterdamie. Nasza redakcja zdecydowała się ją również przekazać. Być może bowiem wśród czytelników znajdzie się ktoś mogący dysponować informacjami w tej sprawie.
Krzysztof M. urodził się w 1979 roku w Rybniku. Pojechał do Holandii w poszukiwaniu lepszego życia. Chciał pracować w branży budowlanej. Niestety jego plany legły w gruzach. Ogromne znaczenie miała tutaj polityka azotowa władz i epidemia COVID-19, która w znaczonym stopniu wyhamowała inwestycje w budownictwie. Nasz rodak został więc bez pracy i dachu nad głową. W efekcie zasilił dużą grupę polskich bezdomnych w stolicy.
Ciemne karty
Grupa ta dla wielu Holendrów była złem koniecznym. Bezdomni Polacy dla rodowitych mieszkańców to banda alkoholików, narkomanów i złodziei, z którą najlepiej nie mieć nic wspólnego i trzymać się od niej jak najdalej, by przypadkiem nie stracić portfela albo zębów. Czy jest to słuszne stwierdzenie, nie chcemy o tym dyskutować. Trzeba jednak przyznać, iż wśród bezdomnych trafiają się uzależnieni, a brak środków na życie nierzadko powoduje, iż ludzie ci zmuszeni są choćby z racji głodu do kradzieży.
Ciało
Jednym z obozowisk, w którym koczowali bezdomni było to wzdłuż Sloterplas. Tam w trzcinach, na nieco podmokłym terenie rozbitych było kilka namiotów od migrantów zarobkowych, którym nie poszczęściło się w życiu. To właśnie tam znaleziono około południa, 24 sierpnia ciężko pobitego Krzysztofa.
Przechodzący mężczyzna z psem zobaczył w obozowisku pobitego człowieka i kilka zniszczonych namiotów. Na miejsce natychmiast wezwano służby ratunkowe. Gdy pogotowie dotarło na miejsce, Polak jeszcze żył, był jednak nieprzytomny. 40-latka zabrano do szpitala, gdzie jednak zmarł, nie odzyskując przytomności. Oględziny ciała wykazały, iż padł on ofiarą brutalnej przemocy.
Trzy scenariusze
Badający sprawę zespół śledczych wysnuł od sierpnia trzy hipotezy mówiące o wydarzeniach wzdłuż Sloterplas. Pierwszym i najbardziej oczywistym wydaje się sprzeczka wśród bezdomnych. Alkohol, narkotyki w połączeniu z wzajemnymi animozjami, czy kłótnia przy podziale łupów z kradzieży mogły doprowadzić do śmiertelnej w skutkach bójki. Być może Krzysztof wszedł w posiadanie czegoś, czym nie chciał się podzielić, a co stało się obiektem pożądania innych. Nie chciał dać im tego po dobroci, to wzięli to sami. Ofiara chodziła o kulach, nie miała więc większych szans w bójce.
Inna hipoteza mówi, iż padł ofiarą Holendrów. W stolicy już wielokrotnie zdarzały się sytuacje, w których to grupy młodzieży atakowały bezdomnych. Spuszczenie „łomotu” włóczędze to dobra zabawa. Trzeba mu pokazać, gdzie jego miejsce. Uświadomić jeszcze bardziej, że jest śmieciem, którego nikt tu nie chce. Dzięki temu zaś sam nastoletni napastnik zyska uznanie wśród kolegów. Za tym wariantem przemawiają między innymi zniszczone namioty w obozowisku.
Trzecia możliwa sytuacja również dotyczy Holendrów. Stroną atakującą mógł być jednak Polak. Krzysztof M. mógł kogoś okraść, zaczepić lub być po prostu zbyt natrętny żebrząc. W efekcie doszło do wybuchu agresji u tej osoby, co zakończyło się tragicznie.
Dochodzenie i nagroda
Policja starała się szukać świadków wśród bezdomnych. Ci jednak zasłaniają się niepamięcią, nie chcą mówić lub po prostu ich wtedy nie było w obozowisku. Nie pomógł również monitoring ani rozmowy z lokalnymi mieszkańcami.
Dlatego też policja wyznaczyła nagrodę w wysokości 15 000 euro za informacje o sprawcy lub sprawcach ataku na 40-latka z Polski. Śledczy liczą, iż taka suma rozwiąże komuś język. W porównaniu bowiem do typowego, przestępczego półświatka takiego jak np. gangi narkotykowe, 15 tysięcy euro dla bezdomnego, to ogromna kwota, która dosłownie może odmienić jego życie.