Śmierć Polaka nie pójdzie na marne

Śmierć Polaka nie pójdzie na marne

Wracamy do sprawy tragicznego w swych skutkach wypadku podczas budowy mostu w Lochem. Gdy podnoszono przęsło, zerwało się ono i runęło na ziemię. Na skutek tego incydentu zginęły dwie osoby, w tym polski pracownik, a dwie inne zostały ranne. Po kilku miesiącach od tego feralnego dnia okazuje się, iż śmierć tej dwójki nie pójdzie na marne. Firma budowlana BAM postanowiła zmienić procedury, by już nigdy taka sytuacja się nie powtórzyła.

Śmierć Polaka

Przypomnijmy, 21 lutego tego roku o godzinie jedenastej na placu budowy nowej przeprawy nad kanałem Twente w Lochem coś poszło ewidentnie nie tak. Pękło mocowanie, na którym jeden z dwóch dźwigów podnosił przęsło łukowe mostu. W efekcie metalowa konstrukcja o wadze 140 000 kilogramów spadła z wysokości 52 metrów. Spadająca stal zabrała ze sobą dwóch pracowników: Belga i Polaka. Przebywali oni na platformie, z której mieli owo przęsło zamontować. Dwóch kolejnych robotników zostało rannych na ziemi.

 

Tak się nie robi

Po tym wypadku prace natychmiast zostały wstrzymane. Na teren placu budowy weszła Rada Bezpieczeństwa i Inspekcja Pracy, które prowadzą dochodzenie mające odpowiedzieć na pytanie nie tylko, jak mogło dość do tego wypadku, ale też wypracować nowe standardy bezpieczeństwa, które mają sprawić, iż więcej taka tragedia się nie zdarzy.

 

Z fizyką nie wygrasz

Krótko po wypadku dla Stentora wypowiedziało się dwóch ekspertów dźwigowych mających w sumie 80 lat doświadczenia zawodowego. Ludzie ci po spojrzeniu na uszkodzone mocowanie nie pozostawili suchej nitki na firmie budowlanej: „Łuk podnosi się inaczej niż prosty element mostu. Użycie równika (krzyżaka, czyli elementu, który finalnie zawiódł- red.), powyżej dolnego punktu podnoszenia jest absolutnie niedopuszczalne. Może to spowodować przechylenie belki, co prowadzi do zbyt dużych sił działających na drugi punkt podnoszenia” – stwierdzili eksperci cytowani przez praktycznie wszystkie holenderskie media.

 

BAM

Dlaczego jednak przytaczamy ich słowa, które padły kilkanaście godzin po wypadku? Na przełomie lipca i sierpnia rzecznik BAM stwierdził bowiem, iż jego przedsiębiorstwo na stałe wycofa się z wykorzystania równika do podnoszenia tego typu rzeczy. Informacja ta została zawarta w oficjalnym, krótkim komunikacie prasowym. Czy wiadomo coś więcej? Nie. Rzecznik przedsiębiorstwa nie chce bowiem komentować lutowych wydarzeń do momentu zakończenia śledztw Inspekcji Pracy i Rady Bezpieczeństwa.

Błędy

W tym jednak przypadku czyny mówią więcej niż słowa. Wycofanie się z tej metody podnoszenia przedmiotów może wskazywać, iż do BAM doszły informacje, iż śledczy uznają, iż to właśnie niewłaściwe dostosowanie metody podnoszenia do podnoszonego przedmiotu doprowadziło do tragedii. To zaś oznaczałoby błąd ludzki, za który ktoś jest odpowiedzialny i za który ktoś ową odpowiedzialność ponieść musi.

 

Praktycznie od nowa

Prace po wypadku wstrzymano do czerwca. Dopiero wtedy na plac budowy znów weszli robotnicy, by przekonać się, że wiele rzeczy trzeba zaczynać od początku. Kontrole wykazały, że na skutek wypadku część elementów mostu nie nadaje się już do użytku i należy zastąpić je nowymi. Prace więc znacznie się wydłużą. Warto jednak mieć nadzieję, iż pracodawca wyciągnie lekcję ze śmierci dwóch swoich podwładnych i teraz już wszystko będzie przebiegać bezpiecznie.

 

 

Źródło:  AD.nl