Samozatrudnienie pod lupą holenderskich urzędników
Samozatrudnienie staje się coraz popularniejsze w Holandii. Wiele osób na przykład w branży budowlanej pracuje właśnie w ten sposób. Firma nie zatrudnia więc pracowników jako takich, ludzie ci to podwykonawcy. Przedsiębiorca podpisuje umowy b2b z pracownikami, których często przymusza nawet do założenia działalności gospodarczej. To jednak ma się zmienić. Od 2025 roku ma rozpocząć się walka z fikcyjnym samozatrudnieniem. Czy przyniesie to więcej szkód, czy pożytku na niderlandzkim rynku pracy?
W 2025 Belastingdienst ma podjąć działania przeciwko fikcyjnemu samozatrudnieniu. Fiskus chce upewnić się, że osoby samozatrudnione, które wykonują pracę dla firm, rzeczywiście pracują niezależnie, a nie w warunkach przypominających standardowe zatrudnienie na umowę o pracę. Skarbówka chce więc uniknąć sytuacji, w których można mówić o fikcyjnym samozatrudnieniu, kiedy to człowiek prowadzący własną działalność gospodarczą w rzeczywistości jest zwykłym pracownikiem, tylko na innej umowie.
Prawa i przywileje
Osoba samozatrudniona a pracownik etatowy mają bowiem różne prawa i przywieje. Jest to choćby prawo do płatnego urlopu. Osoby samozatrudnione takiego urlopu nie posiadają i sami muszą płacić sobie za czas wolny. Sami również muszą płacić sobie składki na świadczenia społeczne, takie jak ubezpieczenie zdrowotne, czy emerytura. Wreszcie w przypadku umów b2b, jakie pracodawca zawiera z osobą samozatrudnioną, takiego pracownika nie chronią prawa dotyczące czasu wypowiedzenia umowy, czy te odnoszące się do płacy minimalnej. Nie mogą oni też liczyć na urlop macierzyński/tacierzyński i wychowawczy.
Wszystko to sprawia, że pracodawcy często wygodniej i taniej podpisać jest umowę b2b niż umowę o pracę.
Martwy przepis
Działania urzędników będą opierać się o zapisy ustawy DBA, która weszła w życie w 2016 roku. Jej zapisy zakładają, że każda umowa między samozatrudnionym a klientem powinna zostać oceniona pod kątem tego, czy jest to faktyczna praca na własny rachunek, czy też raczej fikcyjne samozatrudnienie przypominające klasyczny etat. W teorii więc jest to wyjątkowo ważny dla pracujących przepis. W rzeczywistości zaś przez wszystkie te lata jego paragrafy były zwykle tylko na papierze. Organa państwa tego nie sprawdzały, więc wielu pracodawców wykorzystywało ten sposób zatrudnienia.
Egzekwowanie
Od przyszłego roku ma się to jednak zmienić. Urzędnicy mają rozpocząć kontrolę. Jeśli okaże się, że w firmie jest samozatrudniony, który pracuje na takich samych zasadach i w takim samym formacie jak pracownik etatowy, pracodawca (firma, z którą umowę podpisał samozatrudniony), zostanie ukarany grzywną. Co to oznacza w praktyce? Przedsiębiorstwa będą musiały jasno rozgraniczyć zakres pracy i czas pracy samozatrudnionych, tak by określić ich odrębność.
Na minus
Co ciekawe egzekwowanie tych przepisów może uderzyć też w część samozatrudnionych. Niektórzy mogą bowiem zostać uznani za fikcyjnie samozatrudnionych i stracić możliwość pracy na obecnych elastycznych warunkach.
Wielu ludzi na tego typu umowach zostało przymuszonych przez pracodawców do rozpoczęcia własnej działalności na zasadzie albo b2b, albo brak pracy. Są jednak też i tacy, którzy wybrali taką współpracę świadomie, by móc cieszyć się większą niezależnością i nie chcieli podjąć pracy etatowej. Doskonałym przykładem są tu, np. pracownicy służby zdrowia, którzy już stwierdzili, że nie będą pracować jeśli zostaną zmuszeni do podjęcia stałego zatrudnienia na podstawie umowy o pracę.
Jak więc widać sprawa ta nie jest tak oczywista, jak mogłoby się na pierwszy rzut oka wydawać.
Źródło: Nu.nl