Sąd oddaje prawo jazdy piratowi drogowemu
Prawo musi być równe, identyczne dla wszystkich. Każdy, kto złamie jego przepisy, powinien zostać ukarany. Są jednak sytuacje w których, mimo iż doszło do jawnego i wielokrotnego naruszenia zasad zawartych w kodeksach, sąd decyduje się nie skazywać oskarżonego. Tak właśnie było w przypadku pewnego kierowcy w Niemczech.
Szaleńcza jazda
Pewien niemiecki kierowca postanowił urządzić sobie rajd ulicami miasta. Jechał z prędkością 82 kilometrów na godzinę w miejscach, gdzie ograniczenia prędkości pozwalały nacisnąć pedał gazu do maksymalnie 50 km/h. Szybkość ta poskutkowała również tym, iż praktycznie wszystkie fotoradary na jego trasie uwieczniły jego wyczyn.
Akcja ratunkowa
Kilka minut później pirata drogowego zatrzymała policja. Jej działanie było jednak zgoła inne niż zwykle. Po krótkiej rozmowie z kierowcą i spojrzeniu do wnętrza auta natychmiast wrócili do swojego radiowozu i na sygnale eskortowali kierowcę do szpitala. Okazało się bowiem, iż szaleńcza jazda nie była wygłupem młodego kierowcy, nie była też spowodowana zażyciem narkotyków lub alkoholu. Jej powodem była walka o życie. W samochodzie oprócz zrozpaczonego kierującego znajdowała się dwuletnia córka mężczyzny. Dziewczynka nagle zasłabła i zemdlała w domu. W tym momencie przerażony nagłym pogorszeniem się zdrowia córki rodzic nie zamierzał czekać, zabrał dziecko, wsiadł do samochodu i popędził do szpitala.
Zapłać
Przy pomocy policji rodzic szczęśliwie dotarł do szpitala i przekazał dziecko lekarzom. Po tym fakcie jednak przy kierowcy znów pojawili się mundurowi. Ci nie chcieli pocieszać mężczyzny, ale wlepili mu mandat w wysokości 348 euro i 50 centów. Zabrali mu też prawo jazdy na miesiąc. Złamał bowiem przepisy ruchu drogowego.
Do sądu
Mężczyzna nie przyjął mandatu i sprawa trafiła do sądu w Siegen. Wymiar sprawiedliwości obniżył mandat do 260 euro, ale utrzymał w mocy zakaz prowadzenia pojazdów. Jak wyjaśnił, oskarżony o złamanie przepisów ruchu drogowego, mógł po prostu wezwać karetkę.
Taki werdykt nie zadowolił kierowcy. Sprawa trafiła więc na wokandę sądu apelacyjnego.
Wymiar sprawiedliwości w Hamm uchylił częściowo decyzję sądu pierwszej instancji. Utrzymał w mocy grzywnę, ale oddał kierowcy prawo jazdy.
Dlaczego piszemy o tej sprawie? Ponieważ podobna sytuacja może się zdarzyć w Holandii. Kierowcą był mężczyzna pochodzący z Kosowa, który nie mówił na tyle dobrze po niemiecku, by wezwać pomoc. Zamiast więc próbować porozumieć się z dyspozytorem, zdecydował się na rajd po mieście. Niemieckie prawo, podobnie zresztą jak to w Królestwie Niderlandów, dopuszcza przekroczenie dopuszczalnej prędkości, usprawiedliwiając te działania w indywidualnych przypadkach stanem wyższej konieczności. Czy jednak takowy stan zaistniał, musi to określić sąd.
Źródło: Ad.nl