Richard K. urządził teatrzyk, gdy stanął przed sądem
W Holandii ruszył proces mordercy z Weiteveen - Richarda K. Człowiek ten zastrzelił polsko-holenderskie małżeństwo, które kupiło od niego dom, ponieważ nie potrafił porozumieć się z nowymi lokatorami. Czy zabójca żałuje swojego czynu?
Przypomnijmy. W styczniu tego roku konflikt sąsiedzki między byłym właścicielem domu, a jego nowymi gospodarzami doprowadził do tragedii. Holender Richard K. przybył do domu polsko-holenderskiego małżeństwa i zastrzelił ich. Po wszystkim nagrał film i umieścił go w mediach społecznościowych, w którym mówił, że zrobi to dla swoich dzieci i prosi, by te były silne kiedy to nie będzie go przy nich.
Przykro mu
W minioną środę odbył się pierwszy proces przygotowawczy w tej sprawie. Po raz pierwszy też głos zabrał oskarżony. Jak zauważyli obserwatorzy, zabójca wszedł dumnie na salę rozpraw. Później jednak nagle zmienił swoją postawę. Prezentując swe oświadczenie, które w dużej mierze czytał z kartki, momentalnie się rozkleił „Nigdy nie powinno było dojść do tego momentu. Słowa nie są w stanie opisać, jak bardzo mi przykro” – powiedział przed sądem, dodając „To, co je (zabójstwo), poprzedziło, nie usprawiedliwia tego, co się wydarzyło. To mogło wyglądać zupełnie inaczej”.
Rodzina
Kończąc swój wywód, w którym w pewnych momentach załamywał mu się głos, zwrócił się do rodzin ofiar. Stwierdził, że ma nadzieję, iż otrzymały one duże wsparcie. Odniósł się również do dzieci, które przez niego zostały sierotami: „Dzieci nigdy nie powinny tracić rodziców w tak młodym wieku, a już na pewno nie w taki sposób”. Jak wskazał jednak po tej rozprawie reprezentant rodzin ofiar, ludzie ci nie wierzą w ani jedno jego słowo. Nie wierzą w skruchę mężczyzny. Ich zdaniem to nie jest szczere przepraszam, a strach przed możliwym dożywociem.
Teatrzyk Richarda K.?
Czy rodzina ma racje? Richard K. wchodząc na salę sądową, nie wyglądał jak skruszony przestępca. Szedł wyprostowany. Ubrany w jeansy i koszulkę, tak jakby szedł do klubu. Na jego twarzy było widać uśmiech. Gdy odwrócił się do widowni kilka osób, mieszkańców Weiteveen, podniosło ręce w geście wsparcia. Mieszkańcy miasteczka bowiem nadal mają go nie za mordercę a bohatera, który zabił Polaka zbyt panoszącego się we wsi.
Gdy jednak zaczął czytać swoje oświadczenie, jak za sprawą czarodziejskiej różdżki zmienił się. Zaczął płakać, głos mu się łamał, stał się nerwowy. Gdy skończył odczytywać swój dokument, płacz nagle znikł, a na twarz wrócił uśmiech. Holender z podniesioną głową wyszedł z sali. Czy więc była to tylko piękna gra aktorska? Jak można tak szybko z radosnego człowieka zmienić się w skruszonego zabójcę i z powrotem? Czy był to tylko teatrzyk dla wymiaru sprawiedliwości?
Morderstwo
Również prokuratora prowadzącego sprawę uderzył ten kontrast. Jego wcześniejsze wypowiedzi oraz nagranie po zabójstwie przeczą wizji, którą zaprezentował w środę. Dlatego też prokuratura mu nie wierzy i oskarża go o zaplanowane, podwójne morderstwo, z czego pozbawienie życia Polaka miało wyjątkowo brutalny charakter.
To wina kobiety
Obrona pokazuje, jednak iż Richard K. był tak nękany, iż zmuszony do ostateczności. Nawet w dniu zabójstwa doznał agresji od polsko-holenderskiej pary. Wszystkiemu miała być winna kobieta. K. miał w aucie nabitą broń, co samo w sobie jest dziwne, kto ją wozi "przypadkiem" nabity nielegalny pistolet, ale nie chciał ich zabić. To trąbiąca ze swojego samochodu na niego, żona Polaka miała go rozzłościć, być impulsem do śmiertelnego w swoich skutkach ataku. Winny zdaniem obrony ma być też wylew krwi do mózgu, po którym rzekomo zmieniła się psychika Holendra.
O co toczy się gra?
To, że Holender jest winny, nie budzi wątpliwości. Sąd jednak będzie musiał orzec, czy to było zaplanowane morderstwo, czy zabójstwo w afekcie ze strachu i obawy o własne życie popełnione pod wpływem silnych emocji. Czyn człowieka doprowadzonego do ostateczności. W efekcie gra toczy się o wysokość wyroku. Czy będzie to kilka lat, czy nawet dożywocie. Obrona oczywiście chce niskiego wyroku. Stąd też nagłe przeprosiny, żal, łzy na zawołanie lub też stwierdzenie, iż to jedna z ofiar używaniem klaksonu sprowokowała swoją śmierć. W efekcie winny był Polak i jego żona, on się tylko bronił i z powodu strachu o swoją rodzinę pociągnął za spust.
Bohater czy morderca?
Jeśli jednak sąd potraktuje to jako podwójne morderstwo, w tym brutalne pozbawienie życia Polaka, na oczach jego małoletniego syna, to K. może zostać skazany na dożywocie. Oznacza to, iż mógłby najwcześniej wyjść na warunkowe zwolnienie dopiero w 2052 roku. Dlatego też obrona będzie zapewne chciała, pokazać ofiary jako okrutnych ludzi, którzy zagrażali rodzinie zabójcy. W wizji tej zaś niewątpliwie pomogą znajomi Richarda K. Kibicowali mu oni na rozprawie. Im też bowiem nie podobało się, iż do ich wsi wprowadził się jakiś Polak, który miał czelność mieć własne zdanie i mieć pretensję do co stanu zakupionego domu.
Czeka nas więc długi proces, w którym obrona będzie prać wiele „brudów”.