Przymusowa zmiana w grafikach mieszkańców Holandii?
W ostatnich dniach służby wspominają o kolejnych rekordowych korkach i zatorach na drogach. Wszystko to oznacza jedno. Okres kryzysu gospodarczego i pracy zdalnej w Holandii się skończył, a ludzie znów wracają do życia sprzed pandemii, co powoduje często paraliż na niderlandzkich drogach. W efekcie wiele organizacji nalega, by zmienić grafiki Holendrom. W przeciwnym razie ten kraj w końcu stanie.
Królestwo Niderlandów posiada jedną z najlepszych sieci dróg na starym kontynencie, zarówno pod względem siatki połączeń jak i ich rzeczywistej jakości. Najlepsze nawet autostrady nie wytrzymają jednak nagłego, skokowego wzrostu ruchu, który ma miejsce podczas godzin szczytu. Było go widać choćby we wtorek, gdy na drogach utworzyło się 750 kilometrów korków.
Będzie tylko gorzej
Owe 750 kilometrów zatorów i spowolnień to jednak dopiero początek. Eksperci nie mają wątpliwości. Zbliża się „ciemna” pora roku z deszczem, mgłami, szybko zapadającym zmrokiem i niskimi temperaturami. To wszystko spowoduje, iż mieszkańcy Niderlandów będą wybierać swoje własne samochody, zamiast rowerów czy komunikacji miejskiej. A mają, z czego wybierać. W krainie tulipanów jest około 8,8 miliona aut. Co więcej, ich liczba stale rośnie. Mimo kryzysu ekonomicznego w tym roku w Holandii przybyło o 100 000. Jeszcze lepiej widać to w perspektywie długoterminowej. W 2000 roku po Holandii jeździło bowiem „tylko” 6 milionów pojazdów.
Co robić?
Ludzie mają samochody i lubią nimi jeździć. Co więc zrobić, by móc poruszać się po drogach, a nie tylko stać w korku? Jednym z pomysłów jest zmiana grafiku Holendrów. Jak wskazują eksperci, godziny szczytu powstają, bo wszyscy jadą i wracają z pracy praktycznie o tej samej porze. Urzędy, szkoły, zakłady pracy, sklepy. Znaczna ich część zaczyna pracę i kończy w odstępie godziny od siebie. Wystarczyłoby więc to rozciągnąć w czasie, np. na 4 godziny, by znacznie zmniejszyć natężenie ruchu. Z drugiej jednak strony obecny grafik na tyle mocno stał się częścią naszego sposobu życia, iż nie wiadomo, czy wszyscy zgodziliby się na takie rozwiązanie.
W pracy na pół etatu
Niektórzy wskazują więc opcję znaną z pandemii, czyli pracę zdalną. Tak, by pół etatu ci, którzy mogą, wykonywali w firmie, a drugie pół w domu. Dzięki temu również w znacznym stopniu udałoby się odciążyć ruch w godzinach szczytu. Za rozwiązaniem tym optuje rząd, który apeluje o taką pracę hybrydową. Z obliczeń polityków wynika, iż jeśli uda się zmniejszyć ruch o 8%, w godzinach szczytu korki zmniejszą się aż o połowę.
Pracodawcy
Aby jednak układanka ta miała szansę powodzenia, potrzebny jest jeszcze jeden puzzel. Są to pracodawcy. To oni muszą zgodzić się na zmianę godzin pracy zakładu/urzędu. To oni muszą wydać pozwolenie na to, aby pracownicy działali zdalnie. Bez tego nawet najlepszy plan odkorowania Niderlandów nie ma szans powodzenia. W tym zakresie pojawia się już jednak promyk nadziei. Coraz więcej holenderskich pracodawców widzi, że praca w domu to też praca. A pracownik, który przyjechał do pracy wypoczęty, bez stania godzin w korku jest bardziej efektywny. Doskonałymi przykładami jest tu choćby urząd miasta Rotterdam, gdzie urzędnicy mogą 50% swojego czasu pracy spędzić z komputerem w domu, czy ANWB, który zmienił godziny pracy tak, aby jego personel pojawiał się nie o 8 a o 10.