Powódź: Holendrzy nie uczą się na błędach

Roosendaal przybywa na ratunek powodzianom

Holendrzy nie uczą się na swoich błędach. Eksperci alarmują. Dziesiątki ludzi, może stracić życie, zdrowie, a także cały swój majątek na skutek powodzi. Szacuje się, że ponad pół miliona gospodarstw domowych znajduje się w strefie zagrożenia i nic się z tym nie robi.

Dokładnie 70 lat temu miała miejsce największa powódź w historii Holandii. Śmierć 1800 osób i miliardowe straty doprowadziły do tego, iż Niderlandy dzięki planowi Delta są jednym z najlepiej zabezpieczonych przed powodzią krajów na świecie. Sęk jednak w tym, iż mowa tu o powodzi ze strony morza. Jak bowiem wskazują eksperci, powtórka powodzi z 2021 roku może okazać się tragiczna dla mieszkańców.

 

Było blisko

Dziesięć dni temu wielu obywateli Leerdam drżało o swój dobytek. Wszystko z racji wysokiego stanu rzeki Linge. Czemu dorobek życia tych ludzi był zagrożony? Ich nieruchomości postawiono po niewłaściwej stronie grobli. Budynki wybudowano na terenach zalewowych, na obszarze tak zwanego wysokiego ryzyka. Jak się okazuje, nie jest to odosobniony przypadek. Eksperci wskazują, iż w całym kraju jest ponad pół miliona tego typu lokacji.

 

List

W połowie stycznia dwieście domów w Leerdam otrzymało list władz w Utrechcie. Napisano w nim, iż ludzie muszą przygotować się na powódź. Zalane mogą być ich ogrody i domy. Wszystko z powodu wysokiego poziomu rzeki niosącej deszczówkę z południa. Do tragedii na szczęście nie doszło, ale niewiele brakowało.

 

1995

W styczniu 1995 roku miała miejsce podobna historia. 250 tysięcy ludzi musiało uciekać ze swoich domów. W Land van Maas en Waal 5-metrowa fala kulminacyjna na rzece groziła zmieceniem pobliskich nieruchomości, gdyby doszło do przerwania grobli. Wały na szczęście wytrzymały, ale w Itteren i Borgharen, w pobliżu Maastricht, ulice i domy znalazły się pod wodą. Czemu? Zbudowano je nie po tej stronie wałów.

 

Wolny rynek

Od dłuższego czasu w Holandii ludzie budują się na polderach – terenach zalewowych. Na pierwszy rzut oka są to piękne łąki, otwarte, duże przestrzenie. Sęk jednak w tym, iż funkcją tych terenów jest bycie zalanym, by obniżyć poziom rzeki. Następnie woda ma tam spokojnie wsiąkać w glebę.
Z założenia ludzie wiedzieli o tym, ale skoro przez lata nie było tam powodzi, to wielu stwierdziło, iż jej już nie będzie.
Na początku lat 90. deweloperzy w Holandii szukali nowych lokacji pod inwestycje. Wielu z nich chciało budować się na terenach zalewowych. Projekty były w różnej fazie przygotowania, gdy doszło do powodzi w 1995, która pokazała, iż to nie budowlańcy, a rzeka potrzebuje przestrzeni. Pomysł budowy w tamtych miejscach zamarł więc na pewien czas.  Szybko jednak wrócono do pracy. W 1998 budowy znów ruszyły, na tego typu obszarach.
Szczęśliwie, gdy w lipcu 2021 roku wylała Moza w Limburgii, nie stały tam jeszcze żadne budynki.

Nowe przepisy

Dopiero w listopadzie 2022 roku władze w Hadze zaproponowały projekt zmiany prawa budowlanego, tak by zakazać budowy domów na terenach zalewowych.  Jest to jednak dopiero propozycja, plan, który nie wiadomo, kiedy wejdzie w życie.

 

Będzie coraz gorzej

Holandia, jeśli więc chodzi o tego typu powodzie, praktycznie nie uczy się na błędach. To zaś może ją drogo kosztować. Tym bardziej, iż zmiany klimatyczne sprzyjają tego typu nagłym, niespodziewanym i potencjalnie zabójczym zjawiskom.
Dlatego też do momentu aż nie pojawią się nowe przepisy, trzeba liczyć na zdrowy rozsądek deweloperów i samych Holendrów wybierających mieszkania dla siebie.

 

 

Źródło:  Nu.nl