Popis nieudolności prokuratury w sprawie Polaka
Nasz rodak miał zaatakować tasakiem bułgarskich pracowników migrujących. Sąd, po wstępnym rozpoznaniu sprawy, wypuścił jednak 44-letniego Polaka na wolność. Nie oznacza to, iż mężczyzna jest wolny. Stwierdzono jedynie, iż śledztwo w sprawie podejrzanego jest prowadzone nierzetelne i nie można z tego powodu przetrzymywać obcokrajowca w nieskończoność.
Do polsko-bułgarskiego konfliktu doszło w ośrodku dla pracowników migrujących w Doorwerth. Co dokładnie zdarzyło się pod koniec lipca tego roku w polen-hotelu, tego nie wiadomo. Sprawę tę podniesiono właśnie podczas czwartkowej rozprawy przygotowawczej. Na niej również pojawiło się wiele wątpliwości. Okazało się bowiem, iż prokuratura nie była w stanie powiedzieć, czy Polak faktycznie wymachiwał tasakiem lub maczetą. Nie była też w stanie rozstrzygnąć, w jaki sposób Bułgarzy odnieśli obrażenia. Czy 44-latek zaatakował przybyszy znad Morza Czarnego na samym początku awantury, czy też rany te powstały podczas szarpaniny.
Punktowanie wymiaru sprawiedliwości
Pytania te prokuratorowi i sądowi zadawał obrońca Polaka, wytykając, iż śledztwo prowadzone w sprawie jego klienta jest wyjątkowo ograniczone i chaotyczne. Działania prokuratury cechuje jeden wielki bałagan. Gdyby tego było mało, zebrane do tej pory zeznania świadków różnią się diametralnie od siebie. Co ciekawe problemy z prowadzonym śledztwem są tak duże, iż rację obrońcy przyznał nawet sam prokurator, mówiąc: „Te badania (dochodzenie), rzeczywiście nie zasługują na nagrodę piękności”.
Sąd
W zaistniałej sytuacji adwokat 44-latka zwrócił się do sądu o to, by jego klient mógł czekać na proces na wolności. Działania oskarżyciela wyraźnie bowiem wskazują, iż śledztwo może jeszcze potrwać. W efekcie sankcje, jakie grożą Polakowi, mogą być sumarycznie mniejsze niż czas odsiadki w areszcie przedprocesowym, gdyby pozostał w nim do rozprawy merytorycznej.
Sąd widząc, iż sama prokuratura nie wie, kiedy dochodzenie się skończy, przystał na apel obrony. Polak wyszedł na wolność.
Bułgarski świadek
Cała sprawa dotyczy w sumie dość pospolitej kwestii, jaką była bójka podpitych gastarbeiterów. Problem jednak w tym, iż jeden z kluczowych świadków dla całej sprawy, Bułgar wrócił do swojej ojczyzny. Drugi zaś, który mógłby wnieść dużo do sprawy, zmienił pracodawcę i przebywa nadal w Holandii, ale nie wiadomo, gdzie (nie jest nigdzie zameldowany). Bez ich zeznań śledztwo raczej nie posunie się naprzód, a ich odnalezienie może zająć miesiące.
Źródło: Ad.nl