Pomoc przyszła za późno, bo byli Polakami?

Richard K. nie miał problemów psychicznych

Dwóch naszych rodaków zostało aresztowanych po strzelaninie, jaka miała miejsce w Dordrecht. Jeden z nich trafił do aresztu. Drugi do szpitala z trzema ranami postrzałowymi. Mężczyzna jest w śpiączce. Wedle nieoficjalnych informacji już nigdy nie będzie umiał chodzić. Kto zgotował mu taki los? Czy to, iż mężczyźni byli Polakami, miało wpływ na działania policji, aresztowanie i spóźnioną pomoc medyczną? Zdaniem niektórych tak. 

Dwóch naszych rodaków w wieku 24 i 34 lat znalazło się w złym miejscu o złym czasie. W Dordrecht na De la Reystraat 24-latek odwiedzał swojego starszego kolegę. Wpadł do niego raptem na kilka minut, rozmawiali dosłownie chwilę, stojąc na ulicy, to jednak starczyło, by wydarzyła się tragedia.

 

Fotoreporter

W tym czasie kilka metrów dalej 38-letni fotoreporter zaczął bardzo dziwnie się zachowywać. Człowiek ten po chwili podszedł do samochodu młodszego z naszych rodaków. Otworzył bagażnik pojazdu i zaczął wyrzucać z niego rzeczy, które znajdowały się wewnątrz. Polak starał się odgonić Holendra, wrzeszcząc do niego po angielsku. To jednak nic nie dało. Sytuacja stała się tylko jeszcze dziwniejsza. Napastnik zostawił bagażnik auta Polaka i wsiadł za kierownicę samochodu. Nie odjechał, ale również nie dał się wyciągnąć z wnętrza. Po kilku chwilach na miejscu pojawiła się policja (która najprawdopodobniej została wezwana po tym jak reporter już wcześniej zachowywał się dziwnie). Oficerowie podeszli do auta Polaka i nakazali opuścić pojazd zdezorientowanemu 38-latkowi.

 

Strzały

W tym momencie ciszę środowej nocy zakłócił huk wystrzałów. Holender wyrwał z kabury broń jednemu z funkcjonariuszy i zaczął strzelać na oślep. Pocisk trafił jednego z oficerów. Polacy zaczęli biec przed siebie, licząc, iż uda im się uciec. Niestety kule trzykrotnie dosięgnęły 24-latka. Starszemu Polakowi udało się pod ostrzałem odciągnąć rannego przyjaciela za jeden z zaparkowanych samochodów, za którym skryli się do momentu, w którym to policja zneutralizowała strzelającego Holendra.

15 minut czekania na pomoc

Polacy czekali na pomoc kwadrans. Po 15 minutach na miejscu pojawili się funkcjonariusze policji. Nie mieli oni jednak przy sobie apteczki. Dla 34-letniego mężczyzny z wykrwawiającym się przyjacielem na rękach mieli dwie pary kajdanek. Obaj mężczyźni zostali skuci. Policję nie obchodziło to, iż jeden z nich jest bardzo ciężko ranny. Za co ich aresztowano? Za to, iż uciekali przed strzelaniną? Za to, iż jakiś wariat wsiadł do samochodu jednego z nich i wyrwał policjantowi odbezpieczoną broń? A może dlatego, że byli Polakami, jedynymi na tej ulicy. Co zdaniem niektórych starczyło, by ich zatrzymać. Polak bowiem jest zawsze wszystkiemu winny.

 

Ratunek

Starszy z naszych rodaków trafił na komisariat, gdzie został przesłuchany. Po młodszego przyjechała w końcu karetka i zabrała go do szpitala. Miało to miejsce jednak dopiero po tym jak innym rannym udzielono pomocy. Zdaniem części obserwatorów, jako podejrzanemu, pomocy udzielono mu na samym końcu. Obecnie, nasz młody rodak jest dalej w stanie krytycznym. Nie jest już jednak podejrzanym. Zarówno on jak i jego starszy przyjaciel zostali zwolnieni. Policja przyznała w końcu, iż oni są ofiarami, a nie sprawcami tej całej sytuacji.

 

Proces

Nieoficjalnie wiadomo, iż 34-letni Polak wynajął prawnika, który ma zając się tą sprawą. Uważa bowiem, iż gdyby na miejscu ich miejscu znajdowali się Holendrzy, byliby oni potraktowani od razu jak ofiary i otrzymaliby pomoc w pierwszej kolejności. Wtedy zaś sytuacja rannego nie byłaby tak dramatyczna jak teraz.
Jak zareagowała na to policja? Jej rzecznik prasowy nie chce komentować sprawy, wskazując, iż śledztwo trwa.